czwartek, października 18, 2007

hello, my name is dr Greenthumb

Gubie sie. No po prostu sie gubie w tym wszystkim. Jednego dnia czlowiekowi wydaje sie, ze wie dokladnie w jakim swiecie zyje, a juz nastepnego wszystko wali ci sie na leb. Moze wystarczyloby nie ogladac telewizji, ale to chyba takie troche rozwiazanie od dupy strony. Swiat przeciez nie przestanie od tego stawac na glowie. Albo sie cofac, jak w tym przypadku. A zreszta, nie wiem. Jak zwal tak zwal, co za roznica...

Otoz.

Mamy poczatek XXI wieku. Wieku, w ktorym mielismy miec male, rakietowe plecaczki, latac na Ksiezyc na wakacje i wtranzalac w pelni syntetyczna szame z tubki. Wyszlo troche inaczej. Mamy telefony komorkowe o mocy obliczeniowej komputerow sprzed trzydziestu lat, latamy na wakacje w obrebie Europy poniezej ceny biletow kolejowych i wtranzalamy genetycznie modyfikowane pomidorki. Tyz niezle. Mozna, w kazdym razie powiedziec, ze zyjemy w przyszlosci. W dodatku niektorzy z nas mieszkaja w kraju, ktory byl jednym z wiodacych mocarstw nuklearnych, w swoim czasie rzadzil polowa swiata i ktory wspolwyprodukowal Concorde'a oraz wspolprzekopal tunel pod kanalem La Manche. Kraju technologicznie zaawansowanym, mozna powiedziec. Do pewnego stopnia. Jesli odwrocimy wzrok od takiej na przyklad sluzby zdrowia.

Nie zmyslam i nie klamie. Dzis rano, w telewizji widzialem dyrektora szpitala gdzies w Kornwalii, ktory nieco zawstydzonym glosem tlumaczyl, ze najwyzszy czas aby personel szpitali uswiadomil sobie potrzebe zachowania higieny. I, ze, na przyklad, chirurdzy powinni wyrobic w sobie nawyk regularnego mycia rak. A juz zdecydowanie przed operacjami.

Panstwo wybacza, ale jak dla mnie, to sie totalnie w pale nie miesci. Wielka Brytania, dumny England jego mac, w scislej czolowce panstw europejskich (nie mowimy o Unii, mowimy o calej Europie w ujeciu geograficznym) pod wzgledem umieralnosci na MRSA - zakazenia wywolane odporna na antybiotyki odmiana gronkowca zlocistego. Male, zabojcze bydle. A przy tym jakze bezbronne wobec goracej wody i mydla...

Ja rozumiem, ze sa choroby, z ktorymi zwyczajnie nie potrafimy sobie poradzic. Ze sa zagrozenia, przed ktorymi nie potrafimy sie zabezpieczyc. Czego nie jestem w stanie zrozumiec, to fakt, ze w tak, rzekomo, nowoczesnym panstwie jakim jest Wielka Brytania chirurdzy nie widza nic niestosownego w tym, iz operuja we wlasnych ciuchach, w ktorych przyszli do pracy. A co, zarzuci sie kitelek i bedzie git. Ze personel sprzatajacy szpitale to ludzie z kontraktowych firm zewnetrznych, ktorzy w ogole nie zawracaja sobie dupy myciem rak. Ze rzadowe raporty mowia o salach szpitalnych, w ktorych lezeli pacjenci, i w ktorych byly slady krwi na scianach oraz fekalia na podlodze. Moze to ja mam za ciasny umysl, ale naprawde, no po prostu nie pojmuje. Pozostaje miec tylko nadzieje, ze kto inny wyznacza standardy, do ktorych mamy dazyc.
Oczywiscie, mozna zbyc sprawe kilkoma niewybrednymi zartami, ze przeciez w Kornwalii i tak trudno mowic o jakiejkolwiek cywilizacji. Wszak wszyscy wiedza, ze tam jest jeszcze gorzej, niz w Walii. Ale to wlasnie w sasiadujacej z Kornwalia Walii od poczatku tego roku wprowadzono program podnoszenia poziomu higieny, popedzono na cztery wiatry zewnetrzne firmy i zatrudniono pelnoetatowy personel sprzatajacy, przetrenowano caly personel szpitali jak utrzymac czystosci i sterylnosc... Efekt? Spadek umieralnosci na MRSA o 30% w okresie krotszym, niz pol roku. W ponad sto lat od narodzin higieny jako dziedziny nauki - oszalamiajacy sukces...

środa, października 10, 2007

malovaný džbanku...

Przecudny dokument nam wczoraj telewizja pokazala. Dosc zaskakujacy, bo tutejsza telewizja rzadko przypomina sobie o istnieniu innych panstw i nacji, a tymczasem przedstawiony film byl stuprocentowo czeski. Aczkolwiek swoje na polce musial odlezec, bo pokazane wydarzenia poprzedzaly przystapienie Republiki Czeskiej do UE. Film, jak niektorzy by pewnie powiedzieli, demaskatorski, niepokojacy i nieco kasandryczny, co bylo rowniez i moim pierwszym wrazeniem. Co wiecej, juz samo to wystarczyloby pewnie na maly, nudnawy i nieodkrywczy wpis, jednak finalnie doszedlem do wnioskow, ktore wykroczyly nieco poza oczywiste i przewidywalne. A w kazdym razie sam sie tak ludze.

Historia zasadnicza wygladala tak:
Dwoch absolwentow szkoly filmowej postanowilo nakrecic dokument o sile reklamy. Swietnie. Nic latwiejszego, wystarczy przeciez przeprowadzic pare wywiadow wsrod specow kreatywnych. To prozne bydleta, chetnie by sie pochwalili swymi osiagnieciami... Ale czy to nie byloby zbyt proste? Byloby. Chlopaki postanowili wiec pojsc o maly kroczek dalej i przygotowali olbrzymia kampanie reklamowa nieistniejacego... hipermarketu. Byly billboardy, byly ulotki, byly wytapetowane tramwaje, byly spoty w telewizji i gazetki z ofertami. Bylo umiejetnie podsycane napiecie w oczekiwaniu na wielkie otwarcie. I tylko brakowalo rzeczywistego sklepu. W dniu otwarcia tysiace prazan rzucilo sie przez lake ku gigantycznemu bannerowi rozpietemu na rusztowaniu. W szczerym polu. Ha. Ha.

Osobiscie musze przyznac, ze wieksza czesc filmu, ta dotyczaca przygotowywania kampanii, byla co najwyzej instruktazowa i chetnie skrocilbym ja do gora pietnastu minut. Duzo bardziej fascynujacy byl sam dzien otwarcia oraz reakcje ludzi, ktorzy dali sie wpuscic w... no, powiedzmy, ze trawe po kolana. Oto w wyscigu po nieistniejace oferty pedzi dziki tlum gospodyn domowych, emerytow, a nawet wedkarz. Mniej zabawnie zaczelo sie robic, kiedy ludzie zorientowali sie, iz zostali zrobieni w totalnego matola. Czesc dowcip docenila. Niektorzy wrecz gratulowali pomyslu i z usmiechem, lub zaduma przyznawali sie przed kamerami do grzechu konsumpcjonizmu. Inni wykazywali mniej zrozumienia, czy tez poczucia humoru. Padaly i grozby.
Z jednej strony, trudno im sie dziwic. Tlukli sie gdzies na przedmiescia tylko po to, zeby wyjsc na idiote. Z drugiej, jak sie tak zastanowic, to przeciez nikomu nie stala sie krzywda, a powod do swietego oburzenia jest jednak, nie oszukujmy sie, dosc blahy.

Nietrudno sie domyslic, ze celem filmu mialo byc pokazanie zmian, jakie zaszly w naszej mentalnosci odkad stalismy sie spoleczenstwami konsumpcyjnymi. Weekendowe zakupy w hipermarkecie zamiast rodzinnego spaceru za miastem, centra handlowe zamiast osrodkow kultury, skrajne emocje i reakcje wywolane niczym wiecej, jak przecena zupelnie nam niepotrzebnego produktu. I, oczywiscie, przyklad czeski odnosi sie w takim samym stopniu do nas wszystkich, aczkolwiek nie wyobrazam sobie, zeby ktokolwiek zdobyl sie na podona mistyfikacje w Polsce. Nie skonczyloby sie na pogrozkach, o nie. Wszak Polak - katolik juz dawno przeniosl swa religijna czesc z kosciola na hipermarket i traktuje dzis ten drugi z rownie smiertelna powaga.

A wiec, zdaja sie sugerowac tworcy filmu, stalismy sie slepym bydlem, sterowanym mechanizmami reklamowymi, niczym samochodzik na radio. Bezmyslna tluszcza, rzucona na zer korporacjom. Spoleczenstwem, w ktorym uzaleznienie od przestrzeni handlowej niszczy nie tylko strukture spoleczna, ale i zwiazki rodzinne.
I to jest, w pewnym sensie, szczera prawda. Smutne to i niewesole, jak sie wydaje, do tego glownym oskarzonym jakos i kontrargumentow brak. Szary obywatel niewiele bedzie mial tu do powiedzenia. Pewnie zwiesi tylko glowe i zacznie siakac nosem.
Zaraz, zaraz, bez pospiechu. Bo jak sie troche blizej przyjrzec, moze sie jeszcze okazac, ze i oskarzycielski paluch ma troche brudu za paznokciem.

Co uswiadamia nam przyklad owych slynnych tabliczek babilonskich z utyskiwaniami na zachowanie i obyczaje mlodziezy, a nad czym na co dzien nie zastanawiamy sie w ogole, jest fakt, ze wszelkie zmiany, jakie zachodza w otaczajacym nas swiecie jestesmy w stanie odnotowywac najdalej w obrebie jednego pokolenia. Przypuscmy, ze pan Krzysztof ma czterdziesci lat. Pan Krzysztof jest zbulwersowany zachowaniem dzisiejszej mlodziezy za kazdym razem kiedy widzi grupe wyrostkow stojaca na klatce schodowej i palaca papierosy. Oczywiscie, kiedy pan Krzysztof mial lat pietnascie, w jego klasie tez byli 'chlopacy', ktorzy stali na klatce i palili, ale dla Krzycha byli wtedy rowiesnikami, a jeden, czy dwoch nawet kumplami. Pan Krzysztof pamieta tez, ze nalezal aktywnie do harcerstwa oraz byl modelarzem. Dzis zalamuje rece nad glupawymi, zachodnimi technikami socjotechnicznymi, jakim poddawany jest w pracy, a dzieciaki spedzajace godziny przed komputerem zamiast zajac sie czyms pozytecznym (jak na przyklad modelarstwo) doprowadzaja go do szewskiej pasji. Pan Krzysztof brzydzi sie hip hopem, ale za to uwielbia Czerwone Gitary. Pan Krzysztof uwaza, ze kiedys wszystko bylo inaczej - wrog jeden, a caly narod w opozycji. Pan Krzysztof uwaza tez, ze dzis ludzie sa zniewoleni jeszcze bardziej, przez ogolnoswiatowe korporacje i globalizacje, i ze jesli tylko ludzie przejrzeliby na oczy, z pewnoscia zrzuciliby jarzmo w trymiga.
Pan Krzysztof, naturalnie, jest skonczonym idiota.
Komunizm, czy kapitalizm, ludzie zachowywali sie, zachowuja i beda zachowywac zawsze tak samo. Przewazajaca wiekszosc spoleczenstwa, kazdego spoleczenstwa, najzwyczajniej nie zawraca sobie dupy. Czymkolwiek. Dla czlowieka, jak dla kazdego organizmu zywego istotne sa tylko dwa aspekty egzystencji - przetrwanie i rozmnazanie. Nawet jesli to drugie zostalo w nowoczesnych spoleczenstwach nieco przewartosciowane, to i tak w dalszym ciagu nasze zycie w najwiekszym stopniu jest sterowane przez dwie potrzeby - jesc i ryckac. Klopotanie sie kwestiami abstrakcyjnymi przychodzi w dalszej kolejnosci, a i to tylko ewentualnie. W gruncie rzeczy, caly ten wywod sprowadza sie do tego, iz jesli masy rzucaja sie jak glupie na supermarkety, to robia to dlatego, ze wlasnie supermarketu im do szczescia potrzeba. Dla pana Krzysztofa jest to, oczywiscie, wyrazem kompletnego upodlenia i bezmyslnosci. Pan Krzysztof uwaza, ze ludzie powinni aspirowac do wyzszych celow i przedkladac kulture nad rozrywke i konsumpcje. Pan Krzysztof uwaza, ze pani Zosia z drugiego bylaby szczesliwsza, gdyby chadzala do opery. A jesli nie chadza, to tylko dlatego, ze jej nikt jeszcze za reke nie wzial, nie zaprowadzil i nie wyjasnil, dlaczego ma opere kochac.
A tymczasem pani Zosia opery nie pokocha i nie zrozumie, co wiecej, ma opere rowno w dupie. Pani Zosia, natomiast, doskonale rozumie promocje, oferty i proszki z wybielaczem. Oczywiscie, pani Zosia dwadziescia lat temu nie miala o tym wszystkim pojecia, ale trudno sie dziwic. Dwadziescia lat temu nie bylo promocji i proszkow z wybielaczem. Gdyby hipermarket Czeski sen otwieral sie w latach siedemdziesiatych ludzie rzuciliby sie tak samo. Bez zadnej roznicy.

Material przedstawiony w filmie pokazuje, ze ludzie w swej masie podatni sa na sugestie (w tym wypadku reklame), ze sa owladnieci rzadza posiadania i, ze kiedy w tlumie, zachowuja sie jak tlum.
Jakze odkrywcze.
Smutna konkluzja byla rowniez i taka, ze jestesmy zwyczajnie glupi.
Co jest glupiego w zaspokajaniu wlasnych potrzeb - nie wyjasniono.
Nikt z nas nie jest wolny od prob uszczesliwiania innych na sile. Nikt z nas nie jest wolny od checi okazania innym swojej wyzszosci. Nikt z nas nie jest wolny od oceniania innych subiektywnie i niesprawiedliwie. Zaprawde, powiadam wam, ludzkie to i pospolite. Autorzy Czeskiego snu chcieli dobrze. Jak pan Krzysztof.

wtorek, października 02, 2007

eins zwei drei vier...

Kiedy bylem malym bloggerkiem... A nie, to bylo jeszcze przed Internetem. A wiec, kiedy bylem malym przyszlym bloggerkiem, mialem kolezanki i kolegow, ktorzy z rozbrajajaca dziecinna logika podzielali moje naiwne spojrzenie na swiat. Wszystko bylo wtedy proste, wynikalo jedno z drugiego w sposob oczywisty (dla nas wylacznie, oczywiscie), a wszelkie Rzeczy mialy swoja nienaruszalne Miejsce. Owe smiechu warte (bo na rozczulanie sie mnie juz nie stac) zasady odnosily sie rowniez do naszych wczesnych wyborow przyszlego zawodu. Jak to gowniarze. Michal chcial zostac strazakiem, Sebastian milicjantem (trochesmy sie z nigo nasmiewali...), Robert lekarzem, a Natalia stewardessa. (Do dzis staram sie jak najwiecej latac samolotami bo juz wtedy miala zadatki na fenomenalnie rewelacyjna figure, ze juz nie wspomne o najdluzszych nogach wsrod starszakow...). Ale zostawmy Natalie, akurat jej koncepcja nie byla jeszcze taka najgorsza. Troche lyso natomiast wygladaja dzis chlopaki, musze przyznac.

A juz przede wszystkim, gdyby zechcieli sprobowac zrealizowac swoje dzieciece marzenia o bohaterstwie w wybranych przez siebie zawodach tutaj, w Englandzie.

Garsc informacji wyfiszbinowanych z wiadomosci w ciagu ostatnich trzech, czterech tygodni zwyczajnie stawia siersc na grzbiecie na sztorc. Pierwszy byl strazak, ktorego z nieklamana radoscia pokazala niedawno telewizja sniadaniowa. Strazak, ktory, nota bene, zostal nominowany do nagrody przyznawanej za bohaterstwo. W gruncie rzeczy, trudno sie dziwic. Taplala sie kobita w rzece, nie wiedziala jak sie wykaraskac, dzielny strazak wskoczyl, uratowal. Watpliwosci nie ma zadnych. bylby czekal chwile dluzej, kobita by utonela. Dac mu piwa.
Ale nie, nie tak prosto. Okazuje sie, bowiem, ze sie strazakowi zachcialo ratowac zycie ludzkie wbrew przepisom. Uratowane zycie, uratowanym zyciem, ale przepisy rzecz swieta. Poszedl biedak na dywanik. Serio, serio. Malo go nie zawiesili.

Co do policji, z kolei, przeczytalem mala informacje w jednej z gazet raptem dwa dni temu. Otoz nowa dyrektywa tutejszej Komendy Glownej mowi, iz funkcjonariusze na sluzbie powinni powstrzymywac sie przed probami ratowania ludzkiego zycia, jesli nie maja zaliczonych odpowiednich kursow uprawniajacych ich do podjecia dzialan w okreslonych sytuacjach.
"Zwisa pan z parapetu na dwoch palcach? Coz, przykro mi, ale nie moge pana wciagnac, nie odbylem naleznego przeszkolenia. Ale mamy specjalna jednostke, z odpowiednimi certyfikatami stacjonujaca jedyne 30 mil stad, zaraz wykonam sluzbowy telefon, oni pana zdejma. Cierpliwosci..."
"To mowi pani, ze pani maz tonie? No dobrze, ale co ja mam z tym wspolnego? Nie widzi pani, ze jestem policjantem, a nie ratownikiem? A wlasnie, moze jest tu w okolicy jakas plywalnia, czy cos..."

I na koniec pan doktor. Znow telewizja sniadaniowa, choc pozniej tego samego dnia ow news pojawil sie rowniez w wiadomosciach ogolnokrajowych. A dotyczyl pewnego czlowieka, ktoremu szpital odmowil zoperowania biodra poniewaz pacjent jest... palaczem. Jak sie okazuje, nikogo nie obchodzi fakt, ze schorzenie z papierosami nie ma nic wspolnego. Dochtory powiedzialy wprost - facet ma rzucic palenie, albo niech sobie kuleje dalej. A to dopiero poczatek, bo okazuje sie, ze nie byl to przypadek odosobniony. Dziesiatki (a ich liczba rosnie z dnia na dzien) szpitali odmawia leczenia nie tylko palaczy, ale rowniez ludzi otylych (ciekawe, kiedy sie wezma za rudych...). Podobno, skoro sami sie do takiego stanu doprowadzili, to niech sie sami martwia i wroca, jak wyzdrowieja. Oczywiscie, jest to kompletna bzdura, angielska sluzba zdrowia zwyczajnie probuje oszczedzic gdzie sie da i to dosc desperacko jak widac, skoro pierwsi do odstrzalu maja isc pacjenci. Zabawne natomiast jest to, iz nie dalej jak kilka miesiecy temu bardzo powaznie rozpatrywano finansowanie z publicznych ubezpieczen zdrowotnych... lekcji tanca dla grubasow. No prosze, przewrotu zadnegosmy nie mieli, a tymczasem ten sam rzad, ktory jeszcze niedawno chcial sypnac groszem na potancowki dla tlusciochow (przypomnijmy, niemal polowa ludnosci w U.K. ma nadwage), dzis podjudza sluzbe zdrowia, by ta pozwolila im zwyczajnie zdychac pod drzwiami szpitali. Ze juz nie wspomne o zarzynaniu, z punktu widzenia kazdego rzadu, kury znoszacej zlote (nawet jesli lekko podwedzane) jaja, czyli palaczy. Paczka papierosow kosztuje tu srednio piec funtow, z czego wiekszosc, to, ma sie rozumiec, podatki i akcyzy.

A co tam, do piachu z nimi.

Oczywiscie, nawet nie probuje sugerowac, ze przytoczone przeze mnie przyklady sa jednakowe. W kazdym razie nie, kiedy myslimy o przyczynach. Jednak z drugiego konca kija wszystko to sprowadza sie do jednego - role pewnych grup spolecznych, ktore ustalily sie pokolenia temu i ktore od "zawsze" byly dla nas wszystkich absolutnie oczywiste nagle zaczynaja sie zmieniac. Oto ci, ktorzy do tej pory byli bezposrednio odpowiedzialni za niesienie pomocy i ratowanie ludzkiego zycia w chwilach zagrozenia w teraz musza sie rozliczac ze swej lojalnosci w pierwszej kolejnosci rece, ktora tak karmi, jak i dzierzy bat na niepokornych. Chlopaki z mojego przedszkola, wybrali nienajfortunniej. Cala nadzieja w tym, ze chociaz natalia serwuje kanapki, jak nalezy.
I to, co mnie w tej chwili ciekawi najbardziej, to fakt, czy zmiany te maja charakter lokalny i przejsciowy, czy moze ta epidemia totalnej glupoty grozi nam wszystkim.

Poki co, dziekuje Bogu, ze nie jestem rudy.