wtorek, stycznia 15, 2008

chariots of fire

Tym razem juz czysto ze sprawozdawczego obowiazku. Bo zobaczylem wczoraj w telewizji i do dzis dojsc do siebie nie moge. Pokazali niewielkiego, brodatego dzentelmana. Na oko, dobrze kolo szescdziesiatki. Acz czerstwy i dziarski. Trenuje do maratonu londynskiego. No i na zdrowko.
Tylko ze Buster ma, podobno, 101 lat.
Trunkuje.
Wypala czterdziesci fajek dziennie.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
jest nadzieja...

piątek, stycznia 11, 2008

buena vista social prison

Z nowym rokiem, nowym krokiem. Prosto w objecia starej glupoty.
Niezrownana telewizja sniadaniowa, jak zwykle, nie zawodzi... Oto, jako lekarstwo na zimowe smutki, garsc porad dokad sie udac na relaksujacy urlop. Wszak u nas zimno, chmurno i bzdurno, ale, jak spiewal Ciechowski, na pewno sa planety, na ktorych nie ma zim. Przez caly tydzien (jakby nie wystarczylo zrobic z siebie glupka raz) caly garnitur prezenterow (w sumie cztery osoby w studiu plus blond fladra, ktora na koszt stacji telewizyjnej cierpiala katusze kapieli slonecznych i tych w basenie) przekonywal mnie do wyjazdu na Kube. Wiadomo, Kuba - wyspa, jak wulkan goraca. Ze nie wspomne o dozgonnej przyjazni z socjalistyczna, kubanska mlodzieza, ktora dala nam Jose Torresa. Niestety, w angielskiej telewizji Jose nie znaja, ba! wydaja sie byc na bakier rowniez z samym Fidelem, bo na prozno bylo oczekiwac by choc raz padly slowa socjalizm, komunizm, czy bieda. Musi jakies niedorzecznosci, o ktorych szanujacy sie dziennikarz (no, w kazdym razie z nazwy...) ITV wiedziec nie ma zamiaru.

Ech, gdybyz tylko turystyczne relacje dzielnej reporterki mogli zobaczyc sami Kubanczycy... Pewnie nawet nie wiedza, w jakim zyja raju. Ot, od rana do wieczora muzyka i taniec na ulicach, bary, koktaile, lokalny koloryt i nieustajacy karnawal. Nie szkodzi, nie zmarnowalo sie. Poogladali sobie swiadomi swiata angielscy przodownicy klasy pracujacej, ktorzy z rozkosza i drzeniem w sercu wydadza ciezko zarobiona pozyczke z banku na czterodniowy pobyt w rezerwacie dla turystow.

Wiele rzeczy mozna wybaczyc. Jedni ludzie sa tacy, drudzy inni, nie ma sensu nikogo za to winic. Jednak w zderzeniu z hipokryzja takiego kalibru zwyczajnie bierze mnie obrzydzenie. Oto ludzie, ktorzy niemalze dzien w dzien atakuja mnie lzawymi historyjkami z najnizszej polki, ludzie, ktorzy dzien w dzien z minami skacowanych bassetow epatuja telwizyjnym wspolczuciem do fermianych kurczakow, emerytek, ktorym nie starcza na rachunki, przegranych szansonistek z telewizyjnej lapanki pseudotalentow, psow na lancuchu i niedokarmionych sikorek, nagle i bez najmniejszych skrupulow zapominaja o przymierajacym glodem narodzie, ktory wypruwa sobie zyly na pozytek turystow tylko po to, by rzad wyzywic mogl sie sam.

Do upadku standardow dziennikarskich, niestety, zaczynam sie juz przyzwyczajac. A mimo to, media tak publiczne, jak i prywatne, w RP, czy w GB bez roznicy, nie ustaja w wysilkach, by regularnie i z zelazna konsekwencja wprawiac mnie w coraz to wieksze i wieksze oslupienie. Naprawde, czasem az tesknie do konferencji prasowych rzadu i Urbana Jerzego. Przynajmniej kazdy doskonale wiedzial, co jest czarne, co jest biale, a plucie w telewizor mialo wymiar odruchu patriotycznego. Banda telewizyjnych malpoludow, ktorzy nie maja najmniejszego pojecia o czym pieprza, chocby sie spowiadali z tego, co jedli na sniadanie, nie jest warta nawet tego.

Co za niesmak.