środa, lipca 09, 2008

sympathy for the devil

Daniel Passent na swoim blogu nazwal Gordona Browna 'poczciwym premierem'. Jest to epitet niefortunny i kompletnie nietrafny, a co gorsza, niebezpieczny w uzyciu. Uczy nas tego wnikliwa lektura Przygod pilota Pirxa. Niebezpieczny rowniez dla postronnych, albowiem biada kazdemu, kto mialby byc swiadkiem tego, jak premier Brown szczypie redaktora Passenta w posladek.
Panie Danielu, zaprawde, prosze wazyc slowa w swoich felietonach, bo jeszcze nam sie to skonczy jakims miedzynarodowym skandalem na szczeblu duplomatycznym! (zart nikczemny, ale kto by sie oparl...)

Natomiast wracajac do samego premiera Browna, to sprawa wyglada na nieco bardziej skomplikowana. Daniel Passent wspomnial go jedynie marginalnie, probujac go (nieco karykaturalnie) przeciwstawic kilku innym europejskim premierom, a ci zas, stanowic mieli tlo do rozwazan nad charyzma premiera Tuska.
Fair enough.
Schody naczinajetsia, kiedy spojrzymy na Browna z bliska i na powaznie. Na dobra sprawe jedyne, co mozna bylo o nim powiedziec jako o polityku w rzadzie Tony'ego Blaira, to ze Tony go nie lubil. Ze wzajemnoscia, zreszta.
Na dobra sprawe, jedynym sensownym wytlumaczeniem, dlaczego Blair wybral Browna na swojego nastepce jest zemsta na narodzie za niskie notowania.

Co za perfidia!

Na dobra sprawe nie ma w tej chwili tygodnia bez jakiejs powazniejszej wpadki. Albo jest to cos, co Gordon powie, albo cos, co zrobi, albo jedno i drugie na raz. Niekonczacy sie lancuch niepowodzen, ani na chwile nawet nie rozjasniony chocby jednym, nadajacym sie do rozdmuchania i poratowania tonacego w bagnie wizerunku, sukcesem. (tak, tak, RP nie jest jedynym na swiecie krajem dotknietym ta szczegolna odmiana niepelnosprawnosci politycznej...)
A pisze o tym wszystkim, bo felieton redaktora Passenta przeczytalem raptem dzien po kolejnym genialnym oswiadczeniu premiera Browna, tym razem dotyczacym sposobom zwalczania postepujacego kryzysu ekonomicznego. Generalnie, wszystko bedzie cacy, jesli wszyscy sie troche postaramy i zaczniemy grzebac w swoich smietnikach - bo tylko tak jestem w stanie zinterpretowac jego wystapienie. Otoz to. Wszyscy, jak tu stoimy, wyrzucamy za duzo i przez to cala gospodarka ziepie z widocznym wysilkiem. Premier Brown posunal sie nawet do tego, aby wystawic nam rachunek. Osiem funtow na glowe tygodniowo. Tyle, wedlug tegich, rzadowych umyslow, warte sa nasz esmieci, ktore zamiast wyrzucac powinnismy zezrec, aby zyc w dobrobycie.

Zeby bylo smieszniej, to jest w tym nieco racji, jako ze Englanderzy marnotrawia najwiecej per capita w calej Unii (za to, z kolei, odpowiedzialne sa promocje w supermarketach. Dwa peczki marchwii za cene jednego itd. A potem nie przejadamy tego, cosmy okazyjnie nabyli.). oczywiscie, statystycznie. A w polityce, jak wiadomo, statystyka jest wartoscia nadrzedna. Ja nie jestem politykiem, wiec pozwole sobie te liczby i figury rozbic na zupelnie niestatystyczne i malo optymistyczne skladowe.
Zacznijmy od kryzysu kredytowego, ktory zaczal toczyc Ameryke, po czym zainfekowal Wielka Brytanie (tzw. zarazenie przez pepowine). Generalnie chodzi o to, ze nas nie stac. Juz prawie na nic. Ceny nieruchomosci w przeciagu ostatnich trzech lat wzrosly w niektorych rejonach kraju nawet trzykrotnie, ceny wielu podstawowych produktow spozywczych tylko na przestrzeni ostatnich trzech miesiecy nawet i ponad 20%. Paliwo z ok 90 pensow za litr rok temu do funt dwadziescia obecnie. Itede, itepe. Na to wszystko ma nam pomoc oszczedniejsze gospodarowanie odpadkami.
Z pewnoscia.

Dalej, Wielka Brytania ma najwiekszy odsetek (wsrod wysokorozwinietych krajow w calej Europie) dzieci zyjacych ponizej poziomu ubostwa. Naprawde. A kazdej zimy (nawet tak lagodnej jak tutejsze) kilkudziesieciu do kilkuset emerytow umiera z zimna, bo nie stac ich na rachunki za energie (w tym kraju kazdy ogrzewa sie sam, nie ma komunalnych instalacji cieplej wody i ogrzewania). To sa miliony ludzi, ktorych tygodniowe wydatki na jedzenie zapewne ledwo ledwo przekraczaja owe osiem funtow, ktore pan premier nakazuje im zaoszczedzic na odpadkach. Panie premierze! Ja powaznie watpie, czy na ich odpadkach wyzywilby sie chocby zaglodzony karaluch. Ba! Ale przeciez statystyka nie klamie, wszyscy to wszyscy, babcia tez. Osiem funciorow do wspolnego wora, ratujmy rzad i jego notowania, a wszystkim nam sie polepszy...

Osobiscie tez nie jestem pewien swego losu. Ani mi nie tak spieszno, zeby sie rozstawac z osmioma funtami tygodniowo, ani nasze wspolne 'zmarnowane' odpadki nie sa MIESIECZNIE warte nawet polowy tej sumy. Za sasiadow z naszej ulicy tez raczej moge reczyc, bo kubly na smieci mamy nie za przesadne, a jakos jeszcze nie widzialem, zeby komukolwiek sie przelewalo. Problem polega jednak na tym, ze nawet w calej swej poczciwosci Gordon Brown zapewne nie bedzie sklonny nas wszystkich i z osobna wykluczyc ze swoich kolejnych, ronie genialnych i blyskotliwych planow ratunkowych dla kraju wykluczyc. W koncu to by kompletnie namieszalo w statystykach. A do tego, szanujacy sie premier swiatowego supermocarstwa, dopuscic nie moze.