tag:blogger.com,1999:blog-310436582024-02-20T11:04:35.494+00:00O TEMPORA, O CURVA!Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.comBlogger26125tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-4548104603536479402009-12-09T14:22:00.002+00:002009-12-09T14:29:17.063+00:00games without frontiers, wars without tears<p><br /></p><p>Ooooch... nic tak czlowiekowi nie poprawia humoru jak poranna dawka bezdennej glupoty podlana szczypiacym w jezyk sosem niebotycznej hipokryzji. W dodatku atakujaca z najmniej oczekiwanej strony. Zaraz, zaraz... nieoczekiwanej? Czy aby na pewno?<br /></p><br />O tym, ze Szwajcarzy to szuje, wiadomo nie od dzis. Ich oslawiona neutralnosc w miedzynarodowych konfliktach nie wynika przeciez z pobudek humanitarnych, ale z niczym nieksrepowanej checi zysku. Po co angazowac sie w kosztowne rozrpierduchy, skoro w tym samym czasie mozna ciagnac zyski ze wspolpracy z obiema stronami danego konfliktu. Dodajmy do tego paranoidalna wrecz ksenofobie i oto mamy narod, przy ktorym Heider i Le Pen to ambasadorowie UNESCO, a stary Shylock zawstydzilby filantropia Matke Terese.<br /><br />Ale dosc o stereotypach, przejdzmy do konkretow. Zaczne od tego, ze ktokolwiek wierzy swiecie i jest przekonany, iz glupota ludzka ma jednak jakies granice, proszony jest o opuszczenie pokoju. W zderzeniu z mala notka prasowa, na jaka natrafilem dzis calkiem przypadkiem, swiatopoglady moga wylozyc sie jak dlugie i juz tak pozostac na wieki wiekow, psia ich mac. Oto fragmenty:<br /><br /><em>Two Swiss human rights organisations have been monitoring computer war games to see if they flout international humanitarian law. Games including Modern Warfare: Call of Duty and Conflict Desert Storm were played by staff from Trial Storm and Pro Juventute while human rights lawyers watched, assessing whether actions by players constituted war crimes or other human rights violations [...] The HROs listed the wanton destruction of homes and religious sites, torture, the killing of civilians and execution as examples. They even looked at how soldiers surrending and citizens caught up in the conflict were treated and whether the level of destruction was proportionate.</em><br /><br />W dalszym ciagu czytam (i przepisuje) i zwyczajnie nie wierze wlasnym oczom. Prawdziwe, pelnotluste organizacje praw czlowieka monitoruja jak traktowane sa boty w grach komputerowych. O tempora, o curva! Jednak gdyby potraktowac te erupcje debilizmu powaznie, trzeba by sie zastanowic, co dalej. Dajmy na to, mlody, wrazliwy szwajcarski humanista pogrywa nocami (ale po cichutku i bez wychodzenia do lazienki) w CoD korzystajac z Xbox Live. Podczas szturmu hipotetycznej arabskiej wioski widzi kolege z grupy strzelajacego do cywilnego bota. Co robic? Jak zaklasyfikujemy taki czyn? Jako zabojstwo (nalezy natychmiast zawiadomic policje), czy zbrodnie wojenna (Miedzynarodowy Trybunal Karny w Hadze, o ile sie nie myle). Nastepnie, w przypadku stwierdzenia zaistnienia zbrodni, kto tak naprawde powinien poniesc odpowiedzialnosc karna? Gracz, czy programista, ktory wbudowal w silnik gry mozliwosc usmiercania NPC-ow? Co uznamy za miejsce zbrodni? Pokoj, w ktorym siedzi zbrodniczy nastolatek, miejsce, w ktorym znajduje sie serwer, autentyczna arabska wioske, ktora mogla posluzyc za wzor tworcom gry? Opary paranoi gestnieja z kazdym najdrobniejszym kroczkiem i to do tego stopnia, ze rownie dobrze mozemy juz zaczac plywac. I mylilby sie ten, kto powie, ze przesadzam i dramatyzuje. Po pierwsze, jeszcze wczoraj podobna historia wydalaby mi sie szyta nicmi grubszymi, niz rogalinskie deby, a dzis jest juz rzeczywistoscia. A po drugie, przypominam, ze oni to tak zupelnie na powaznie, ci Szwajcarzy. Na oczekiwanie jakichkolwiek oznak zdrowego rozsadku jest juz stanowczo za pozno. Skoro stac ich bylo na taki koncept, stac ich na wszystko.<br /><br />I, zeby juz tylko dodac odrobine kontekstu w tle, chcialbym przypomniec, ze mowimy o kraju, ktory wiekszoscia 57.5% glosow przeglosowal w referendum zakaz budowy minaretow. Bo tak.Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-27149892698142016282009-01-23T11:35:00.018+00:002009-02-05T12:21:56.159+00:00jailhouse blues<p>Coz moze byc smieszniejszego, niz tyran z opadajacymi spodniami, blyskajacy tu i owdzie tlustawymi, bialymi posladami? Coz smieszniejszego, niz srogi brutal, ktory nagle staje bezradny wobec niepozornego, napalonego kundelka palajacego nieokielznana chucia do nogawek spodni? Coz smieszniejszego... Smieszniejszego? Hm, coz grozniejszego, raczej... Bo oto tyran siega po bron i zaczela strzelac dokola na oslep, a brutal wolna noga kope psa lamiac mu wszystkie zebra. </p><p>A Gary McKinnon ma trafic do wiezienia na 70 lat. W wieku lat 42.</p><p>Coz takiego zrobil McKinnon, by zasluzyc sobie na <em>de facto</em> dozywocie? Dopuscil sie odrazajacego mordu i deprawacji (w tej wlasnie kolejnosci)? Jako cyniczny szef firmy budowlanej zakosil 500 ton cementu, przez co nowowybudowany budynek szpitala zawalil sie grzebiac pod soba wszystkich pacjentow i personel? Jako sanitariusz karetki pogotowia podawal pacjentom pavulon w cichym porozumieniu z firmami pogrzebowymi? Nie? A moze, w takim razie, przeprowadzil bezlitosny atak terrorystyczny i jest teraz odpowiedzialny za tysiace niewinnych, cywilnych ofiar? </p><p>Cieplo.</p><p>Aczkolwiek szczegoly historii wygladaja odrobinke inaczej. To znaczy, zgadza sie wylacznie to, ze Gary'emu groza oskarzenia wysuniete w oparciu o <em>post 9/11</em> amerykanskie prawo antyterrorystyczne. Gary nikogo, bowiem, nie zabil, niczego nie wysadzil w powietrze, nie porwal zadnego samolotu ani nie wyprodukowal (ani nawet nie ukrywal w swojej piwnicy) broni masowego razenia Saddama. O nie. Gary ma za to lekkiego fiola na punkcie NOL, jak rowniez pewna rzadka odmiane autyzmu. Pomijajac poprawna politycznie nomenklature jedno z drugim zusammen do kupy czyni z McKinnona niegroznego swira z fiksacja na punkcie Archiwum X. Oczywiscie, nie jest Gary tak calkiem niewinny. W poszukiwaniu 'prawdy' o Obcych ukrywanej przez najrozniejsze rzadowe agencje i instytucje Gary zapedzil sie za daleko i zdolal wlamac sie do systemow NASA i Pentagonu i to niejednokrotnie. Z czego jasno wynika, ze obie instytucje mialy w tym czasie (tuz po 9/11) niewyobrazalnie gowniane systemy zabezpieczen.</p><p>Auc! Tyranowi spadly gacie.</p><p>A Glupiego Jasia za to po mordzie obili. <br />Oczywiscie, Gary nie jest niewinny. Co wiecej, rzad USA twierdzi, ze w wyniku wlamow McKinnona poniosl straty wysokosci 900.000 USD. Toz to (prawie) 1/30 ceny nowego F-15! Powiedziec 'cynizm' to jak nazwac Hitlera safandulowatym despota. Skoro wiec (nieoczekiwanie) nie chodzi o pieniadze, to o co? O ten wstyd i gola dupe? Z jednej strony, ale dziurawe rzadowe sieci to tylko jedna strona medalu. Nie zapominajmy, bowiem, jaka artylerie amerykanski wymiar sprawiedliwosci wytoczyl przeciwko McKinnonowi. O dziwo, nie odwolano sie do zadnych zdroworozsadkowych przepisow o przestepczosci internetowej, niechby i nawet bezpieczenstwie narodowym, ale nie - Gary (jesli ekstradycja z Englandu dojdzie do skutku) sadzony bedzie<br />w oparciu o specjalne przepisy antyterrorystyczne wprowadzone w zycie po atakach na Nowy Jork. Czyli, <em>de facto</em>, bedzie traktowany na tych samych zasadach, co Usama ibn Ladin (gdyby ten kiedykolwiek przed amerykanskim sadem mial stanac...). Oto w swietle amerykanskiego prawa (...and the land of the free...) autystyczny milosnik UFO zostaje zrownany z (domniemanym) autorem najwiekszego zamachu terrorystycznego XX-go wieku (umownie, o tej jeden rok w te, czy wewte nie ma sensu sie spierac). Archiwum X = Al Kaida.<br /></p><p>Pieknie.</p><p>Oczywiscie, nie trzeba byc geniuszem. Wspomniana Al Kaida ma sie dobrze, Talibowie w Afganistanie rozkwitaja (niczym te maki), Irakijczycy w dalszym ciagu powsciagliwi w okazywaniu milosci. No jakby na to nie patrzec, w otrabianej od prawie osmiu lat wojnie z terroryzmem sukcesow jak kot nasral. No, chyba ze sie podbije statystyki niegroznym matolkiem. Chyba, ze sie pokaze calemu swiatu, ze w walce z terroryzmem dzielny rzad USA nie ugnie sie przed niczym, nawet skazaniem na dozywocie (a najprawdopodobniej szybkie samobojstwo w wiezieniu) niepelnosprawnego umyslowo czlowieka, ktory z terroryzmem ma tyle wspolnego, co sloik majonezu z glowica nuklearna. Ot, spuscic wpierdol dla pokazu, najlepiej komus bezbronnemu, zeby znow uniknac kompromitacji...<br />Zjednej strony, wszyscy zdazylismy juz przywyknac do amerykanskiego spojrzenia na prawo miedzynarodowe, na poszanowanie demokracji (innych panstw), na sprawiedliwosc (ktora zawsze musi byc po naszej stronie). Nie to wydaje sie w tej calej historii najsmutniejsze. Co przeraza najbardziej, to stanowisko suwerennego rzadu englanderskiego. Przypomnijmy, Wielka Brytania - niegdys swiatowe imperium i jedno z najpotezniejszych panstw w historii Europy (i swiata), dzis pies lancuchowy amerykanskiej administracji. Nawet gorzej.<br /></p><p>Pies przynajmniej by warczal w obronie wlasnej kosci.</p><p>Gary na zadna realna ochrone ze strony wlasnego rzadu nie ma co liczyc. Jego wlasny rzad na rzadania ekstradycyjne innego panstwa na dobra sprawe odpowiedzial - prosze bardzo! Nawet<br />w tak pokreconej konstytucji jak brytyjska musi byc zapis o ochronie interesow wlasnych obywateli. Rzad, ktory spelnia swoja role, ktory wypelnia nalezycie swoja misje, w powyzszej sytuacji powinien dokonac wszystkiego, aby McKinnon byl sadzony w oparciu o kodeks karny ferujacy kary wspolmierne do dokonanego przestepstwa. A gdyby te zadania nie mogly byc zaspokojone, wtedy o zadnej ekstradycji nie powinno byc w ogole mowy.</p><p>Co, zeby bylo smieszniej, w ogole mialo nie miec miejsca. Bo, zeby bylo juz zupelnie smiesznie, wesolo i co stryjenka winszuje, zanim (jakby to powiedzial Vonnegut) gowno walnelo<br />w wentylator, Gary zostal zapewniony przez brytyjska policje, ze absolutnie nie ma problemu, ze nic wielkiego sie nie stalo, i ze w najgorszym wypadku bedzie musial spedzic z pol roku na panstwowym garnuszku odwalajac jakies publiczne robotki. <span class="Apple-style-span" style="font-style: italic;">Relax, mate! </span>Ciekawe jak sie dzis czuje ten latwowierny becwal, ktory go o tym zapewnial. Prawdopodobnie zamknal sie w domu, nie odpowiada na telefony i obgryza paznokcie. Bo autentycznie wierzyl w to, co mowil. To dopiero pozniej go wydymali, rowno z McKinnonem, nawet jesli nie az tak bolesnie.</p><p><br />Oczywiscie, to wszystko jeszcze nie jest calkowicie przesadzone. Prawnicy McKinnona maja jeszcze jedna szanse apelacji od wyroku brytyjskiego wymiaru sprawiedliwosci, na mocy ktorego Gary ma zostac wydany Amerykanom <em>no questions asked</em>. Teoretycznie, wciaz jeszcze ma szanse nie sczeznac w amerykanskim loszku. Ale nawet gdyby mu sie upieklo i tak nie zmienia to alarmujacego faktu, ze (jak i u nas za dawnych czasow) wszyscy swietsi od papieza. Zajdel z Proksami klania sie w pas. Co prowadzi nas do kolejnej raczej smutnej konkluzji. Owszem, wszyscy patrzymy z nieslabnaca (jeszcze) nadzieja na zmiany, jakie musi za soba pociagnac wybor Obamy na prezydenta USA, ale nie ma co liczyc na to, ze swiat automatycznie stanie sie natychmiast lepszym miejscem. Przez lata (ba! dziesieciolecia nawet) przyzwyczailismy sie winic Ameryke za nasza wlasna glupote, co z pewnoscia wplywa korzystnie na samopoczucie, ale tylko na to i na nic wiecej. Opamietania jednak nie widac. Za McKinnona pewnie tez najlatwiej bedzie obwinic glupich Amerykanow.<br /></p>Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-67748451405590343052008-11-11T19:39:00.004+00:002008-11-26T12:34:35.350+00:00<p>Polska polityka zagraniczna juz dawno nie stala na tak olsniewajaco wysokim poziomie, a nasz kraj nie odnosil na arenie miedzynarodowej rownie spektakularnych sukcesow odkiedy dziadkowie najstarszych gorali skakali z dywanu na podloge. Nie dosc, ze najznamienitsi dygnitarze, przywodcy swiatowi i inne koronowane prezydenckim zaproszeniem glowy tlumnie zjechali do Warszawy na najwieksza impreze od upadku Love Parade, nie dosc, ze Unia Europejska stanela murem za polska polityka twardej reki z batem wobec krnabrnej Rosji (a prezydent Saakaszwili wcale nie okazal sie typowym, postkomunistycznym, zamordystycznym satrapa), i nie dosc, ze za sprawa oswieconego posla Gorskiego caly swiat wie i z napieciem slucha, jaka jest przyszlosc cywilizacji bialego czlowieka, to jeszcze ow nie do konca uczlowieczony amerykanski prezydent, no po prostu je nam z reki jako ten fiord.</p><p>Osobiscie, co tu duzo mowic, jestem pod wrazeniem dotychczasowej, jakze powsciagliwej, polityki zagranicznej prezydenta Obamy. To prawda, ze jeszcze nie objal pelni urzedu, ale na ile da sie wnioskowac na podstawie dotychcasowych zapowiedzi, wszystko wydaje sie podazac w nad wyraz rozsadnym kierunku. Zwlaszcza na froncie europejskim, ktory mnie osobiscie, jako ta rozchelstana koszula, interesuje najbardziej. Przyznam sie szczerze, ze zupelnie mi impotenci, czy Polacy udajacy sie do US of A w dalszym ciagu beda musieli sie starac o wizy, czy nie. <em>In the long run</em>, bowiem, wiecej zyskamy na rozsadnej polityce USA wobec Rosji, niz na tym, czy Kacprowi Chlebus-Gasiennicy bedzie latwiej odwiedzic szwagra w Czikago. <br />Dziwi mnie i nieco przeraza, ze w ogole znajduja sie w Polsce osoby, ktore wyrazaja jakiekolwiek poparcie dla tarczy antyrakietowej - pomyslu, ktory smierdzi na wiorste zlymi wspomnieniami z Zatoki Swin. Pomyslu, ktory ze strony polskiej obawiam sie, ma na celu jedynie zagranie Rosji na nosie. Bo nie jestem sobie w stanie wyobrazic innego dla tych wyrzutni zastosowania. Zbroimy sie, bo wojna idzie? Nie trzeba wiec bylo kupowac przerdzewialych F-16 w pierwszej kolejnosci...<br /></p><p>Zeby nie bylo watpliwosci - nie mowie tego z pozycji 'oj, lepiej nie draznic misia...', bo to, co na Kremlu sadza o polskiej polityce zagranicznej interesuje mnie jeszcze mniej, niz dieta psa prezydenta. Niemniej pakowanie sie w inicjatywy pokroju tarczy sa niczym wiecej, jak niezwykle kosztownym sposobem na wyrazenie postawy: na zlosc mamie odmroze sobie uszy. <br />I jesli nawet mialoby sie okazac, ze to sam Obama osobiscie i na sile bedzie nam musial wcisnac na ten uparty, polski leb nauszniczki, to chwala Mu za to! Chocby posel Gorski nie wiem jak tupal przy tym nozkami...<br /></p>Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-24103031675552307582008-11-05T12:57:00.003+00:002008-11-05T14:27:37.052+00:00We're all living in America, America, America...<p>Mamy nowego prezydenta.</p><p>Hm... No wlasnie, mamy? Glosy ze wszystkich stron (medialnych, ale i w prywatnych rozmowach) wydaja sie przescigac orkiestre z szybkoscia poranka po sledziu w oleju zapitym Mazowszanka. Strumien pod cisnieniem i jednokierunkowy. 'Najwazniejszy czlowiek na swiecie' slysze juz tak czesto, ze naprawde strach otworzyc puszke paprykarzu. I tylko sam zainteresowany jakis taki cichutki... Z uporem godnym lepszej sprawy (?) trwa przy tych swoich reformach wewnetrznych, zmianach, zmianach, zmianach... Nie wygraza kulakiem Talibom, Osamie, sierotom po Saddamie. Nie krzyczy w slad za McCainem, ze pozamyka granice. Nie kreuje urojonych wrogow, zeby ulatwic sobie zadanie rzadzenia zastraszonym narodem. I, szczerze powiedziawszy, az chce sie mu wierzyc.</p><p>Owszem, nie zostal wybrany jednomyslnie, owszem, bedzie sie musial zmagac z bardzo gleboko zakorzeniona niechecia, rowniez z powodow rasowych. Niemniej, jest ogromna szansa na to, ze Obama okaze sie prezydentem, jakiego Ameryce w tej chwili potrzeba najbardziej - mlodym, nieskazonym establishmentem, myslacym w kompletnie odmiennych kategoriach, niz dotychczasowa administracja. Pozostaje tylko poczekac i zobaczyc, czy sama Ameryka okaze sie na takiego prezydenta gotowa. Oby. Bylaby to znakomita wiadomosc dla nas wszystkich.</p>Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-37997321235610463352008-08-17T08:34:00.004+00:002008-08-17T10:38:08.565+00:00you're (not) in the army yet...<p>Bida, panie, bida. Jak w tym sklepie, co to przed wojna stojaly beczki, a w nich, panie, byly sledzie. I kumu to przeszkadzalo? Co wiecej, kiedys bylo i o tyle lepiej, ze wiadomo bylo na kogo zwalic. Pytanie o to, <em>kumu to, panie, przeszkadzalo</em> mozna bylo rzucac w powietrze juz nawet i bez mrugania okiem, konfidencjonalnego szeptu, czy szturchania lokciem. Kazdy wiedzial, kumu. Nie to co dzis. Okazuje sie, ze jedna z cech naszych dziwnych czasow jest fakt, iz gdzie nie spojrzec, nie ma kogo winic. A przeciez jest za co, oj jest...</p><p>Sprawa nie jest swieza. Juz mialem nawet uznac, ze sie przedawnilo i puscic wolno w cholere, ale z niemalym zaskoczeniem napatoczylem sie na wzmianke w mediach polskich nie dalej jak dwa tygodnie temu. A chodzi o wojsko. Nie, nie o wprowadzenie armii zawodowej od przyszlego roku, choc do tego jeszcze wroce, chodzi o wojsko JKMosci. Bowiem brytyjskie, waleczne niczym lwieharty korpusy imperialne tez nie czuja sie najlepiej. Spada poparcie spoleczne, spada zainteresowanie, spada liczba ochotnikow, a o demoralizacji glosno sie nie mowi. Powiedzmy sobie szczerze, nie jest dobrze i to tak niedobrze jak chyba jeszcze nie bylo. Latwo powiedziec - spada poparcie spoleczne, ale dopiero na podstawie konkretnych przykladow widac jak bardzo. A doszlo juz do tego, ze kilka miesiecy temu w kilku jednostkach w roznych czesciach Englandu zolnierze bali sie wychodzic z koszar na przepustki, bo ludzie na ulicy rzucali w nich kamieniami. </p><p>Oczywiscie, nie oszukujmy sie - nie matki z dziecmi, nie rencisci, nie wycieczki szkolne... Paru krewkich mlodziencow nie czyni jeszcze spoleczenstwa, ale... Ale faktem jest, ze trudno sobie wyobrazic, aby w normalnych warunkach ktokolwiek chcial atakowac mundurowych. I, jakkolwiek haniebne i glupie, nie byly to akty czysto huliganskie. Byly to oznaki zle rozumianego, ale jednak protestu przeciwko zaangazowaniu Wielkiej Brytanii w Iraku i Afganistanie. W tym tez niby nic nowego. Od samego poczatku Brytyjczycy byli rownie zachwyceni wysylaniem swoich zolnierzy, jak i ludzie w Polsce. Tylko ze Englanderzy musza wydawac wiecej na trumny. Jednak co innego zla passa w prassie, co innego podgryzanie rzadu przez opozycje, a zupelnie co innego skanalizowana nienawisc wymierzona w bogu ducha winnych szwejkow na ulicy. Nie oszukujmy sie, bezposrednio, to nawet najwyzsze dowodztwo armii nie jest winne udzialu w interwencji. Generalowie moga doradzac i odradzac, ale przeciez na wlasna reke wojsk nigdzie nie wysylaja, wszystkie decyzje podejmuje premier i rzad, a wojsko... no coz, wykonuje tylko rozkazy. Oczywiscie, mechanizm jest troche podobny do rzucania kamieniami w tlumiacych demonstracje policjantow. Oto fizyczne ramie wladzy, urabac nie urabiemy, ale co sie nakasamy, to nasze. I o ile starcia wszelkiej masci protestantow z policja wydaja sie byc wpisane na stale w paradygmat demokratycznych rzadow wielu panstw nowozytnego swiata, o tyle ataki na szarych, anonimowych przedstawicieli sil zbrojnych to rzadkosc. A juz zwlaszcza w kraju, w ktorym szacunek do munduru byl do tej pory elementem tozsamosci narodowej. W koncu, jak wiekszosc Englanderow jest swiecie przekonana, to ich armia wygrala wojne z Hitlerem. No wlasnie, ale czasy sie zmienily, a winnych, jak juz mowilem, znalezc jakos nie idzie.</p><p>Na szczescie, dzielny brytyjski rzad przynajmniej znalazl rozwiazanie. Rozwiazanie, ktore wprawdzie dalekie jest jeszcze od wprowadzenia w zycie, ale przynajmniej na papierze wydaje sie byc pomyslem ze wszech miar idealnym. Oto pojawila sie propozycja, aby otworzyc drzwi koszar klopotliwej ludnosci naplywowej z Europy Centralnej, czyli nam. Polakom, Litwinom, Lotyszom, Czechom, Slowakom. Niech sie wreszcie na cos przydadza. Juz nie wystarczy, ze urabiamy sobie rece po lokcie po to, by miliony angielskich bezrobotnych z wyboru mogly dalej siedziec na dupie caly dzien i zyc na zasilkach wygodniej, niz ci co zapieprzaja za minimalna stawke godzinowa. Juz nie wystarczy, ze zapelnilismy masowo miejsca pracy w najmniej popularnych sektorach, ktore cierpialy na brak pracownikow, bo ludnosc autochtoniczna czula sie stworzona do dalece szlachetniejszych celow (jak nasaczanie sie tanim jablecznikiem od switu do zmierzchu). Juz nie wystarczy wystawianie slowianskiej dupy do bicia. Czas zaczac nadstawiac karku.</p><p>Zeby uniknac niejasnosci... W pelni rozumiem stanowisko brytyjskiego rzadu i nie moge temu pomyslowi odmowic blyskotliwosci. Raz, ze 'emigranci ze wschodu' w szeregach armii brytyjskiej mogliby zawrzec geby przynajmniej czesci tym, ktorzy nas tu tak bardzo nie chca od samego poczatku. Dwa, ze mogloby to zapewnic doplyw swiezej krwi, ktorej brytyjskiej armii tak strasznie brakuje (skala problemu w liczbach bezwzglednych moze tu byc nawet wieksza, niz w przypadku prognozy dla polskiej armii na przyszly rok), a trzy... no coz, nawet jesli znow poleca gdzies jakies kamienie, to przeciez jak trafia w Polaka, czy Litwina, zawsze to bedzie bolalo mniej. A i prasa sie nie bedzie nad tym tak rozwodzic.</p><p>Oczywiscie, pozostaje jeszcze druga strona medalu, czyli nasz punkt widzenia. Sam osobiscie nie jestem w stanie przewidziec, jak sie sprawy potocza. Tak zupelnie szczerze, to propozycja moze sie okazac bardzo atrakcyjna dla wielu, szczegolnie tych najmarniej zarabiajacych. Owszem, brytyjscy zolnierze protestuja glosno i namietnie twierdzac, ze zarabiaja haniebnie malo (podobno miesiecznie sredni zold wynosi mniej, niz pensja straznika ruchu drogowego - goscia, ktory wlepia mandaty za zle parkowanie), niemniej glosno mowia jedynie o gotowce, ktora miesiecznie wplywa na konto. Tak sie sklada, ze mam znajomego wojaka. Chlopak kolo trzydziestki, stacjonowal w Niemczech, niedlugo przenosza go z powrotem do Englandu. Dwa lata temu spedzil w domu pol roku na zwolnieniu lekarskim uskarzajac sie na bol reki. Kontuzji nabawil sie grajac w pilke w koszarach, nic groznego, ale kto by przepuscil taka okazje... Pol roku na urlopie u mamy, caly czas dostajac 100% wynagrodzenia. Do tego dochodzi mieszkanie (z zona i dzieckiem mieszka w cywilnym mieszkaniu, za wynajecie ktorego placi armia), czesciowo wyzywienie i ubranie. A odkad po historii z reka zdolal sobie zalatwic przekwalifikowanie z czolgisty na kwatermistrza, oplywa w dostatki z pokatnego handlu. Zaprawde, powiadam Wam, a nie jest to przypadek odosobniony. A, i zapomnialbym o najlepszym. Chlopak ma 30 lat, do emerytury zostalo mu 5. Tak, piec. A wiec, czy jest to propozycja atrakcyjna? No coz, materialnie - ze wszech miar tak. Pietnascie lat sluzby do (wcale przyzwiotej) emerytury, no trudno sie bedzie oprzec. Tylko co z ta druga strona medalu?</p><p>Po pierwsze, tutejsze spoleczenstwo w dalszym ciagu nie przyzwyczailo sie jeszcze do naszej obecnosci. W odroznieniu od Indusow i Pakistanczykow, nie mielismy jeszcze tyle czasu, by wrosnac, by byc traktowani na tych samych zasadach jak inne mniejszosci. Jako masa wciaz jestesmy postrzegani jako przybysze, niemalze najezdzcy, ci obcy. Nikt nie zagwarantuje, ze przywdzianie brytyjskich mundurow nie obroci sie zarowno przeciwko nam, jak i nie wplynie jeszcze gorzej na wizerunek owego munduru. Daily Mail, Sun i Mirror nie przepuszcza takiej okazji do podsycania ksenofobii. Bo przeciez cudzoziemcy w armii to jawny znak inwazji... A po drugie... no coz, nie jestem w stanie wypowiadac sie za innych, ale osobiscie wydaje mi sie, ze moze juz dosc tego calego za <em>wolnosc wasza i nasza</em>. Byly w historii takie momenty, kiedy mozna sie bylo chociaz ludzic, ze to faktycznie cos znaczy. Tym razem, osobiscie nie widze nic, co w jakikolwiek sposob maskowaloby czysty cynizm i wyrachowanie brytyjskiego rzadu. Bo rzad, ktory w szescdziesiat lat po wojnie w dalszym ciagu nie jest sklonny publicznie przyznac sie ile nam zawdziecza, z cala pewnoscia nie otwiera dla nas swych ramion z dobroci serca. Moze choc tym razem, niechby i po raz pierwszy w historii, skoro siedza w gownie po uszy i daja wyrazne sygnaly, ze sa sklonni prosic nas o pomoc, zamiast z patriotycznymi okrzykami na ustach rzucac sie na Afganow i Irakijczykow z Union Jack powiewajacym nad glowa, powinnismy spytac: A co my z tego bedziemy miec? Moze czas nauczyc sie rozpoznawac sytuacje, w ktorych to my mozemy zaczac dyktowac warunki i negocjowac dopoty, dopoki nasze potrzeby i zadania nie zostana zaspokojone. Moze... Oczywiscie przyklady kontraktu na F16 oraz negocjacji w sprawie tarczy antyrakietowej z USA nie napawaja nadmiernym optymizmem, ale kto wie? Zawsze przeciez musi byc ten pierwszy raz...</p>Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-73995919301928023742008-07-09T11:35:00.004+00:002008-07-09T13:11:12.857+00:00sympathy for the devilDaniel Passent na swoim <a href="http://passent.blog.polityka.pl/?p=459">blogu</a> nazwal Gordona Browna 'poczciwym premierem'. Jest to epitet niefortunny i kompletnie nietrafny, a co gorsza, niebezpieczny w uzyciu. Uczy nas tego wnikliwa lektura Przygod pilota Pirxa. Niebezpieczny rowniez dla postronnych, albowiem biada kazdemu, kto mialby byc swiadkiem tego, jak premier Brown szczypie redaktora Passenta w posladek.<br />Panie Danielu, zaprawde, prosze wazyc slowa w swoich felietonach, bo jeszcze nam sie to skonczy jakims miedzynarodowym skandalem na szczeblu duplomatycznym! (zart nikczemny, ale kto by sie oparl...)<br /><br />Natomiast wracajac do samego premiera Browna, to sprawa wyglada na nieco bardziej skomplikowana. Daniel Passent wspomnial go jedynie marginalnie, probujac go (nieco karykaturalnie) przeciwstawic kilku innym europejskim premierom, a ci zas, stanowic mieli tlo do rozwazan nad charyzma premiera Tuska.<br /><span style="font-style: italic;">Fair enough.</span><br />Schody naczinajetsia, kiedy spojrzymy na Browna z bliska i na powaznie. Na dobra sprawe jedyne, co mozna bylo o nim powiedziec jako o polityku w rzadzie Tony'ego Blaira, to ze Tony go nie lubil. Ze wzajemnoscia, zreszta.<br />Na dobra sprawe, jedynym sensownym wytlumaczeniem, dlaczego Blair wybral Browna na swojego nastepce jest zemsta na narodzie za niskie notowania.<br /><br />Co za perfidia!<br /><br />Na dobra sprawe nie ma w tej chwili tygodnia bez jakiejs powazniejszej wpadki. Albo jest to cos, co Gordon powie, albo cos, co zrobi, albo jedno i drugie na raz. Niekonczacy sie lancuch niepowodzen, ani na chwile nawet nie rozjasniony chocby jednym, nadajacym sie do rozdmuchania i poratowania tonacego w bagnie wizerunku, sukcesem. (tak, tak, RP nie jest jedynym na swiecie krajem dotknietym ta szczegolna odmiana niepelnosprawnosci politycznej...)<br />A pisze o tym wszystkim, bo felieton redaktora Passenta przeczytalem raptem dzien po kolejnym genialnym oswiadczeniu premiera Browna, tym razem dotyczacym sposobom zwalczania postepujacego kryzysu ekonomicznego. Generalnie, wszystko bedzie cacy, jesli wszyscy sie troche postaramy i zaczniemy grzebac w swoich smietnikach - bo tylko tak jestem w stanie zinterpretowac jego wystapienie. Otoz to. Wszyscy, jak tu stoimy, wyrzucamy za duzo i przez to cala gospodarka ziepie z widocznym wysilkiem. Premier Brown posunal sie nawet do tego, aby wystawic nam rachunek. Osiem funtow na glowe tygodniowo. Tyle, wedlug tegich, rzadowych umyslow, warte sa nasz esmieci, ktore zamiast wyrzucac powinnismy zezrec, aby zyc w dobrobycie.<br /><br />Zeby bylo smieszniej, to jest w tym nieco racji, jako ze Englanderzy marnotrawia najwiecej per capita w calej Unii (za to, z kolei, odpowiedzialne sa promocje w supermarketach. Dwa peczki marchwii za cene jednego itd. A potem nie przejadamy tego, cosmy okazyjnie nabyli.). oczywiscie, statystycznie. A w polityce, jak wiadomo, statystyka jest wartoscia nadrzedna. Ja nie jestem politykiem, wiec pozwole sobie te liczby i figury rozbic na zupelnie niestatystyczne i malo optymistyczne skladowe.<br />Zacznijmy od kryzysu kredytowego, ktory zaczal toczyc Ameryke, po czym zainfekowal Wielka Brytanie (tzw. zarazenie przez pepowine). Generalnie chodzi o to, ze nas nie stac. Juz prawie na nic. Ceny nieruchomosci w przeciagu ostatnich trzech lat wzrosly w niektorych rejonach kraju nawet trzykrotnie, ceny wielu podstawowych produktow spozywczych tylko na przestrzeni ostatnich trzech miesiecy nawet i ponad 20%. Paliwo z ok 90 pensow za litr rok temu do funt dwadziescia obecnie. Itede, itepe. Na to wszystko ma nam pomoc oszczedniejsze gospodarowanie odpadkami.<br />Z pewnoscia.<br /><br />Dalej, Wielka Brytania ma najwiekszy odsetek (wsrod wysokorozwinietych krajow w calej Europie) dzieci zyjacych ponizej poziomu ubostwa. Naprawde. A kazdej zimy (nawet tak lagodnej jak tutejsze) kilkudziesieciu do kilkuset emerytow umiera z zimna, bo nie stac ich na rachunki za energie (w tym kraju kazdy ogrzewa sie sam, nie ma komunalnych instalacji cieplej wody i ogrzewania). To sa miliony ludzi, ktorych tygodniowe wydatki na jedzenie zapewne ledwo ledwo przekraczaja owe osiem funtow, ktore pan premier nakazuje im zaoszczedzic na odpadkach. Panie premierze! Ja powaznie watpie, czy na ich odpadkach wyzywilby sie chocby zaglodzony karaluch. Ba! Ale przeciez statystyka nie klamie, wszyscy to wszyscy, babcia tez. Osiem funciorow do wspolnego wora, ratujmy rzad i jego notowania, a wszystkim nam sie polepszy...<br /><br />Osobiscie tez nie jestem pewien swego losu. Ani mi nie tak spieszno, zeby sie rozstawac z osmioma funtami tygodniowo, ani nasze wspolne 'zmarnowane' odpadki nie sa MIESIECZNIE warte nawet polowy tej sumy. Za sasiadow z naszej ulicy tez raczej moge reczyc, bo kubly na smieci mamy nie za przesadne, a jakos jeszcze nie widzialem, zeby komukolwiek sie przelewalo. Problem polega jednak na tym, ze nawet w calej swej poczciwosci Gordon Brown zapewne nie bedzie sklonny nas wszystkich i z osobna wykluczyc ze swoich kolejnych, ronie genialnych i blyskotliwych planow ratunkowych dla kraju wykluczyc. W koncu to by kompletnie namieszalo w statystykach. A do tego, szanujacy sie premier swiatowego supermocarstwa, dopuscic nie moze.Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-86209101362156415922008-06-30T11:38:00.003+00:002008-06-30T13:50:15.380+00:00evidenceGdyby ulozyc liste wszystkiego, co nas w dzisiejszych czasach zabija, przecietny dwudziestolatek pewnie szybciej by umarl ze starosci, niz doczytal do konca. Konia z rzedem temu, kto spamieta wszystko, czego nalezy unikac i sie wystrzegac. Glownie dlatego, ze lista rosnie z kazdym dniem. A co pozycja, to bardziej bulwersujaca.<br /><br />Oczywiscie, pisze to wszystko, bo mam w rekawie pretekstowego asa. No, moze przesadzam, ale pikowego jopka na pewno. Otoz nie dalej jak onegdaj, w zeszlym tygodniu, tiwi doniosla, ze zbrodzienskiego kierowce sie bedzie sadzic. Za to, ze spowodowal wypadek jadac i gadajac przez telefon komorkowy (z zestawem glosnomowiacym). No i tak sie tragicznie zdarzylo, ze w kogos przydzwonil i wyszly z tego ofiary smiertelne w policyjnej statystyce. W zwiazku z tym wniosek jest prosty, jeden i nad wyraz logiczny - zabronic telefonow komorkowych w samochodach kompletnie. Bluetoothy, dyndajace sluchaweczki, mikrofoniki-dywaniki, wszystko wyciepac poza nawias paragrafu w przyslowiowy ch... a, zreszta, gdzie kto sobie indywidualnie zazyczy. Tak, czy inaczej, telefony komorkowe zabijaja ludzi na drogach.<br /><br />Na smierc.<br /><br />Zlo wszeteczne i Apopleksydra.<br /><br />Oczywiscie, ktos o niepoprawnie dociekliwym podejsciu do swiata moglby zwrocic uwage na to, iz sprawca wypadku (tym potworem w sidlach telefonii bez drutu) byl kierowca TIRa. I gdybym to ja byl ta dociekliwa wsza, to na przyklad chcialbym sie dowiedziec, ile godzin ow kierowca spedzil za kolkiem zanim przydzwonil (w tym wypadku stosowac zamiennie z <span style="font-style: italic;">przedzwonil</span>)? Moznaby tez poczynic kilka cierpkich uwag pod adresem kierowcow TIRow w ogolnosci, ktorzy tez w wielu przypadkach drogowa etykieta nie grzesza. A to wszystko ZANIM zaczniemy ustalac, czy go tego dnia zeby nie bolaly, czy siku sie nie chcialo, czy zona nie zdradza...<br /><br />Zeby nie bylo watpliwosci - osobiscie uwazam, ze im mniej kierowce rozprasza, tym lepiej dla wszystkich. Ale w takim razie musielibysmy zaczac od zakazu rozmowy z ewentualnym pasazerem (pasazerami) oraz sluchania radia. A jak sie juz z tym uporamy i ludzie przywykna, to wtedy dopiero zabierzemy sie do ustanawiania praw i zakazow w oparciu o jednostkowe przypadki. Z tym ze ja bym sie tu nie zatrzymywal. Bo jak sie przyjrzec statystykom, to widac czarno na bialym, ze za 100% wypadkow na drodze odpowiedzialne sa samochody. Tak, przeciez, dalej byc nie moze...Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-16363520216794193252008-06-18T13:24:00.001+00:002008-06-18T13:30:51.818+00:00it’s the end of the world (as we know it...)The end is fucking nigh, jak mozna bylo przeczytac na scianie klatki schodowej w 28 Days Later. A swiadcza o tym Znaki. Po pierwsze, w sobote pichcilem quiche, do ktorego produkcji potrzebne mi byly jaja kurze. Z czterech wbitych, wszystkie mialy po dwa zoltka.<br /><br />Armageddon!!!<br /><br />Malo tego. Dzieja sie rzeczy gorsze i straszniejsze.<br />The Sun wyszedl po polsku. Oczywiscie, niewtajemniczeni sklonni sa wzruszyc ramionami i z niewinna mina spytac: ‘No i?’.<br />Otoz, powody do zaskoczenia sa dwa. Po pierwsze, The Sun nigdy wczesniej nie ukazal sie w jakimkolwiek innym jezyku, niz angielski, jest to wiec edycja absolutnie bezprecedensowa. A po drugie... No coz, powiedzmy sobie szczerze, bez owijania w gazete – a niby to od kiedy brytyjskie tabloidy lubia Polakow? Nie oszukujmy sie, to nie dla golych cyckow na trzeciej stronie miliony Englanderow kupuja codziennie The Sun i jemu podobne. To starannie wycyzelowana propaganda, ktorej niedoedukowane brytyjskie spoleczenstwo nie jest w stanie odroznic od rzeczywistosci. Propaganda, ktorej jednym z glownych skladnikow jest daleko idaca ksenofobia, z kazdym rokiem coraz silniej ukierunkowana przeciwko nam, przybledom z Europy Wschodniej (ani w mentalnosci, ani w nauce brytyjskiej pojecie Europy Srodkowej zwyczajnie nie istnieje...). To my zabieramy uczciwym Brytyjczykom prace, zasilki, lozka w szpitalach, szkolach, kolejkach do publicznych toalet. Na ile ta argumentacja jest sluszna i uzasadniona, to juz temat na zupelnie inna bajke... Niemniej, wszystko jedno jak niechciani, wciaz stanowimy olbrzymia sile nabywcza, co nie uszlo uwadze wydawcy The Sun. Paradoksy swiatopogladowe jakos zostaly w tym rozumowaniu pominiete. Co, w dosc zabawny sposob, prowadzi nas do sytuacji, jak z tym albanskim wirusem komputerowym, ktory polegal na tym, iz nalezalo wlasnorecznie sformatowac twardy dysk. No bo teraz co, zamiast – wygonic imigrantow! beda pisac – imigranci, wygoncie sie sami!?<br /><br />Zeby bylo smieszniej, z rok, poltora roku temu widzialem w tutejszej ‘prasie’ niesamowita kampanie. Otoz powstalo zagrozenie, iz ze szklanek do piwa moga zniknac odlewane w denku symbole korony. Tabloidy w jak najbardziej powaznym tonie pisaly, ze to kolejny zamach na brytyjska tozsamosc narodowa przeprowadzony przez Eurofrancuzow z Brukseli (dlaczego w brytyjskiej swiadomosci narodowej Bruksela zawsze jest utozsamiana z Francja?!). Szklanki do piwa. Symbol narodowy. Gratuluje. Ba! Ale jak, w takim razie traktowac polska edycje The Sun? Przeciez to juz zakrawa na zabor i okupacje! Tylko patrzec jak Lis zacznie prowadzic wiadomosci BBC o 22.00. Ale wtedy to juz byloby stanowczo za duzo nawet dla mnie.Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-59528400123787426942008-04-25T10:11:00.003+00:002008-04-28T14:23:42.071+00:00stefan<i>Pomarszczona skora<br />i wygiety kark<br />kiedy sie urodzil<br />nie mial wiele szans...</i><br /><br />Jak to w zyciu. Niektorzy juz sie tacy rodza. A niektorzy nie. I z pewnoscia mieliby mozliwosc swiadomego wyboru, gdyby dane im bylo dorosnac do odpowiedniego wieku. O nie, nie, nie! Nie bede tu biadolil nad duszyczkami przedwczesnie zabranymi z tego swiata. Bede biadolil nad dzuszyczkami, ktore mialy mniej szczescia i trafily na rodzicow, ktorzy wiedza lepiej.<br /><br />Bywaja rozne przypadki. Te mniej grozne, kiedy rodzice wiedza lepiej, co dziecku ma smakowac oraz te wolajace o pomste do nieba i paczke naboi, kiedy rodzice wiedza lepiej, co dziecko chce/bedzie chcialo robic w zyciu, nawet jesli w tej chwili ma piec lat i najbardziej ze wszystkiego chcialoby byc po prostu dzieckiem. Ale zeby tak nie teoretyzowac, przytocze przyklad. Swiezutki, z ubieglego tygodnia. Telewizja nadala (i o czym ja bym bez tej telewizji pisal...) dokument o nowym, bijacym w Englandzie wszelkie rekordy popularnosci, sporcie - dzieciecym kickboxingu. polega to ni mniej, ni wiecej na tym, ze rodzice wystawiaja dzieci, nawet piecioletnie, do walk na ringu, gdzie dzieciarnia oklada sie piesciami, kopie, tlucze bez opamietania, bo... zwyczajnie nie maja wyboru. Robia to przeciez dla wlasnych rodzicow, ktorzy oczekuja od nich wylacznie jednego - zwyciestwa. Owi 'rodzice', to (przynajmniej w przypadku tych pokazanych na filmie) przyglupia tluszcza, nizsze warstwy <i>working class</i>, rodziny, w ktorych nawet dziadkowie chodza w dresach, jedynymi pasjami ojcow sa zaklady sportowe, spedzanie calych dni w pubach i noszenie zlotych lancuchow, a troskliwe mamy za szczyt spelnienia uznaja bezkrytyczne spijanie slow madrosci z zaslinionych ust ich mezow. Dzikie, rozwrzeszczane, zadne krwi zwierzeta. Bo do tego sie to wszystko sprowadza. Ci sami ludzie, w innych warunkach, bryzgaliby slina i zdzierali gardla na walkach kogutow, psow, albo nielegalnych walkach bokserskich na gole piesci. To ludzie, ktorzy beda sie zachwycac boksem, probujac wszystkim wyjasnic (w niezwykle ubogich, zaslyszanych w telewizji i wyrwanych z kontekstu slowach), jaki to piekny i szlachetny sport, i byc moze nawet przed soba, w glebi duszy, nie byliby w stanie przyznac, ze podnieca ich jedynie mordobicie i krew. I wlasnie ci ludzie, w czasach i w swiecie, gdzie sporty kontaktowe zostaly ucywilizowane i ujete w kleszcze przepisow bezpieczenstwa, w spoleczenstwie, w ktorym walki psow na smierc i zycie sa zabronione, a branie udzialu w tych nielegalnych jest zwyczajnie zbyt ryzykowne, znalezli sobie nowy sposob na zaspokajanie swej zadzy przemocy – wlasne dzieci. Niech sie leja. Niech trenuja calymi dniami. Niech sie okladaja, kopia i nienawidza. Chlopcy, dziewczynki, od pieciu do dwynastu lat. Niech rywalizuja o mistrzowskie pasy. Wszak rodzice caly czas im powtarzaja, ze to wlasnie tego pragna nanajbardziej na swiecie. A rodzice przeciez wiedza lepiej. Rodzice nie maja sobie nic do zarzucenia. Rodzice zapytani przed kamera odpowiadaja: <i>P</i><i>rzeciez gdyby nie chcial/a, to by mi powiedzial/a</i>.<br /><br />A ja tez wiem lepiej. I ja bym do nich strzelal.<i><br /><br /><br /></i>Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-1954778699696719872008-04-10T18:32:00.002+00:002008-04-10T19:38:17.778+00:00last train to lhasaWalka o wolny Tybet coraz bardziej przypomina mi walke o prawa zwierzat, walke z globalizmem, czy walke Greenpeace'u ze wszystkim, co miesozerne. Na dobra sprawe, to pewnie wszystko ci sami ludzie. Trudno powiedziec z cala pewnoscia, ale nie da sie ukryc, ze oni wszyscy wygladaja i zachowuja sie tak samo. Zreszta, kto by im sie tam przygladal...<br />Ale moze wlasnie nalezaloby?<br /><br />Zaczalem sie ostatnio zastanawiac, kto tych wszystkich frustratow sponsoruje? A to na fali przepychanek z olimpijska zapalniczka. Z niemalym rozbawieniem patrzylem na przebieg londynskiego przebiegu. Oczywiscie, moznaby mi, z powodu owego rozbawienia, zarzucic niewrazliwosc na cierpienie uciesnionego narodu, ba! ten i ow moglby sie nawet posunac do ponurych okreslen takich jak cynik, czy nawet dran. Ale to przeciez nie moja wina! Wszak nie mowimy tu o dalajlamie, ktory z zelazna konsekwencja i niewatpliwym urokiem zwraca uwage swiata na krzywdy swego narodu od dziesiecioleci. Jak jednak traktowac ulicznych przebierancow, ideologiczne sierotki, niedozywionych frustratow, ktorzy tylko zlosliwym zrzadzeniem losu nie zalapali sie na rewolte 68-go? No, kazdemu wedlug gustu, ja traktuje z poblazliwym usmiechem i uprzejmie potakujac (pan doktor kazali potakiwac...). I wlasnie tak usmiechajac sie dobrotliwie i potakujac nagle poczulem, jak ktos zdradziecko podchodzi mnie od tylu i napastuje na czesc ma, do tej pory, heteroseksualna. No bo jesli ktos to wlasnie w taki oto sobie sprytny sposob zaplanowal?<br /><br />Jedno z tych zbyt czesto cytowanych przyslow (podobno, o ironio, chinskie) mowi, ze jesli nie mozesz wroga pokonac, zaprzyjaznij sie z nim. Zaskakujace, jak taki naiwny narod zdolal kogokolwiek podbic i okupowac... Osobiscie blizszy jest mi moral zawarty w Chlopakach Anansi'ego Neila Gaimana - jesli nie mozesz wroga pokonac sila, wysmiej go. Bo sami powiedzcie, kto przy zdrowych zmyslach zechce potraktowac powaznie bande skandujacych wegetarian, wykrzykujacych bezrozumnie wszystkie modne w danym sezonie rewolucyjne hasla, w dodatku uganiajacych sie za Bogu ducha winnymi maratonczykami z pochodnia? I tak sie zastanawiam... Gdybym to ja byl supermocarstwem, ktore tu i owdzie rozmija sie z idealami ogolnie skandowanej demokracji, zapewne tez bylbym wyczulony na to, aby przy roznych, miedzynarodowych okazjach, kiedy w gre moga wchodzic na przyklad grube pieniadze, nikt mi dla glupiego kawalu nie zaczal wymawiac tego i owego. Mozliwe sa dwa rozwiazania. Mozna, przyjmujac szkole generalissimusowska, probowac wymordowac wszystkich, ktorzy maja odmienne zdanie. I tu Chiny, mimo poczatkowych sukcesow i nieustawania w wysilkach po dzis dzien, skazane sa na porazke, bo przy przybierajacej na sile okcydentalizacji kulturowej, ekonomicznej i spolecznej, a przede wszystkim wobec ponad miliarda mieszkancow, z ktorych coraz wiekszy procent swiadom jest istnienia inaczej zorganizowanego swiata poza granicami wlasnego okregu, ba! nawet kraju, zawsze znajdzie sie ktos, kto sie przecisnie przez oczka nawet najdrobniejszej sieci. A i siec juz nie tak gesta, jak za starych, dobrych czasow przewodniczacego Mao. I jest szkola druga, ta bardziej niebezpieczna, ktora nie ucieka sie do rozwiazan silowych, a jedynie wykorzystuje techniki, na ktore wszyscy jestesmy podatni. I mysle wlasnie, ze gdybym to ja byl tym mocarstwem <span style="font-style: italic;">in question</span>, to raczej zainwestowalbym jakas niewielka sumke w garstke zdolnych prowokatorow, ktorzy ruszyliby w swiat siac ferment wsrod studentow i pobdurzac ich, zachecac, a nawet moze czasem odrobine sponsorowac (materialy propagandowe na drzewach nie rosna...), niech sie dzieciaki wyzyja, niech dadza upust mlodzienczemu, buntowniczemu zapalowi, niech sie przykuwaja lancuchami, rozwieszaja transparenty, niech sie uganiaja za maratonczykami. I tylko pilnowalbym tego, zeby studenci robili przy tym z siebie jak najwiekszych idiotow, zeby bylo widac na kazdym kroku, iz im glosniej krzycza, tym mniej rozumieja, zeby zrobili wszystko, co tylko w ich entuzjastycznej, rozhisteryzowanej mocy, zeby nikt ich nie bral na powaznie.<br />A tymczasem prawdziwa, powazna i merytoryczna opozycja, niech gryzie pazury z bezsilnosci. W koncu, kto ich bedzie sluchal, kiedy w wiadomosciach lepiej wyglada becwal z gasnica atakujacy plomien olimpijski?Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-44021399730450673252008-02-27T15:41:00.001+00:002008-02-27T15:43:03.066+00:00i like new york in june, how about you?Przychodzi czasem taki moment, ze trzeba przerwac monotonie i poprawic z drugiego laczka. Tym razem okazji dostarczyl nabierajacy tempa wyscig pre-prezydencki w US of A. Dziennikarze, reporterzy, komentatorzy przescigaja sie w probach ugryzienia tematu z innej, niz wszyscy, strony, przez co, juz chocby z czystego rachunku prawdopodobienstwa, czasem wyjdzie im cos ciekawego. Material, na ktory mialem okazje, czas juz jakis temu, natrafic dotyczyl glownie Nowego Jorku i aktualnej sytuacji, powiedzmy to, spolecznej.<br /><br />Generalnie, podsumowac to mozna tak: Oj, niedobrze, panowie, niedobrze... Jakikolwiek cud Wielkiemy Japcu zgotowal swego czasu Rudy Giuliani, magia najwyrazniej zaczela sie z czasem wycierac na lokciach, a nawet juz i kolanach. Jablko, jak to jablko, gnije od srodka. Osobiscie, nic mi do tego, mieszkac tam nie bede, moze sie kiedys najwyzej na wycieczke wybiore. Skrotowo, bo zaglebac sie w szczegoly nie ma potrzeby, sprawa wyglada tak: recesja, bezrobocie, klopoty mieszkaniowe. Ciekawie, natomiast, rozlozyly sie glosy poproszonych o komentarz mieszkancow. Wygladajaca na latynoske dwudziestoparoletnia dziewczyna przyznala, ze najwiekszym, w jej odczuciu, problemem jest rozwarstwianie sie spoleczenstwa. Bogaci staja sie coraz to bogatsi, biedni biednieja jeszcze bardziej, klasa srednia topnieje w oczch, niczym grudka masla na goracej patelni. W podobnym tonie wypowiadal sie czarny trener pilki noznej z Queens. Z wyraznie rysujacym sie na twarzy zatroskaniem mowil o rosnacym lawinowo bezrobociu, o rosnacych kosztach utrzymania, czynszach, braku domow i mieszkan. Oboje zgodnie podkreslali, ze sa to problemy dotyczace calego Nowego Jorku i ze problemy te powinny stac sie absolutnymi priorytetami burmistrza i jego administracji. Oboje pochodzili z dosc, nazijmy to <i>skromnych</i> srodowisk, jednak oboje wykazywali dosc zaskakujaca orientacje w ogolnych problemach spolecznych, dalekowzrocznosc i dojrzalosc obserwacji. A potem zadano to samo pytanie o najwieksze problemy metropolii dobrze sytuowanego, bialego mezczyzne (z wasem!) kolo cztewrdziestki. Bez zastanowienia wypalil: Imigranci i terroryzm!<br /><br />I dochodze sobie do wniosku, ze sposrod wszystkich nieszczesc, jakie spotkaly cywilizacje bialego czlowieka, to aroganckie bydle zasluzylo na wszystkie. Co do jednego.<br />Historia swiata dowodzi jednego – nie ma lepszego sposobu przeciwdzialania wybuchom rewolucji, niz pelny brzuch. Ludowe porzekadlo mowi, ze z glodu sie jeszcze nikt nie zesral. Ale ile palacow poszlo z dymem, to juz zupelnie inna sprawa.Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-31986129502430685892008-02-21T15:45:00.003+00:002008-02-22T13:15:24.534+00:00jesien patriarchyDopiero co pisalem o Kubie. No dobrze, czasowo, moze i uplynelo nieco co nieco, ale biorac poprawke na czestotliwosc moich wpisow, mozna powiedzic, ze calkiem niedawno. Wkrotce potem, zreszta, mialem ochote dopisac drobny appendix, ale z wrodzonego lenistwa zaniechalem, machnalem reka i poszedlem sie byczyc. A tymczasem Ostatni-Taki-Rewolucjonista wywinal nam wszystkim numer i abdykowal. Nie, nie bede tutaj oryginalny i przyznam sie z reka na sercu, ze tez bylem przekonany, iz bedzie sie trzymal stolka do ostatniego dymka z cygara, ale widocznie jest juz do tego stopnia schorowany, ze sam nie do konca wie, co robi.<br /><br />Wrocmy do zaniechanego wpisu. W zasadzsie mialem w nim zamiar przeprosic brytyjska telewizje tak przeze mnie spostponowana w moim pierwszym tekscie o Kubie. Brytyjska telewizja, bowiem, sie zrehabilitowala i to w sposob najmniej oczekiwany z mozliwych. Nie, nie, nie... Nie to, zeby sie uznane i powazane panstwo dziennikarstwo wzielo do roboty, zrehabilitowalo w jakikolwiek sposob, o nie. W dodatku, mowiac brytyjska telewizja mam na mysli owa telewizje w bardzo szerokim zakresie. Zaden z pieciu ogolnodostepnych programow TV tak zwanej publicznej. Nie. Program, o ktorym juz za chwile, udalo mi sie przypadkiem obejrzec na, adresowanym do szeroko rozumianej publicznosci meskiej, dostepnym jedynie droga cyfrowa kanale Dave. Moim, zreszta, ulubionym ze wzgledu na niekonczace sie powtorki Top Gear. Co nie jest bez znaczenia, bo jeden z najlepszych dokumentow o Kubie, jakie w ogole chyba zdarzylo mi sie zobaczyc, byl autorstwa nie kogo innego jak Jeremy’ego Clarksona. Pozornie dotyczyl motoryzacji. W istocie jednak, byl to niezwykle przejmujacy dokument ukazujacy wiele aspektow kubanskiego zycia owszem, przez pryzmat automobilizmu, jednak dzieki temu niezwykle trafnie, ze tak powiem, z poziomu ulicy.<br />Tej dziurawej, brudnej, po ktorej wciaz tocza sie cadillaki z lat 50. Oczywiscie, jak juz wspomnialem, to wlasnie samochody byly glownym obiektem zainteresowania Clarksona, ale wystarczy popatrzec na Top Gear (a jeszcze lepiej poczytac felietony Jeremy’ego), zeby przekonac sie o jego znakomitym instynkcie dziennikarskim i trafnosci opinii i komentarzy. Dzieki tym talentom, nawet mowiac glownie o samochodach, Clarkson zdolal nakreslic niezwykle prawdziwy i przejmujacy obraz Kuby. A i w samych, przedpotopowych glownie, pojazdach kryje sie przeogromna czesc tejze prawdy.<br />Oto my, w naszym wygodnym, zachodnim swiecie, martwiacy sie o to, czy w tym roku uda nam sie wymienic samochod na nowy, pasjonujacy sie luksusowymi modelami, na ktore nigdy nie bedzie nas stac, ale zawsze przyjemnie chociaz popatrzec... Narzekamy na nasz przemysl motoryzacyjny, bo daewoo, bo chrystler, bo dziadostwo, bo Czesi to sie potrafili ze skoda ustawic... Tysiac i jeden powodow do narzekan, utyskan, przeklinania losu. Hm... To wyobrazmy sobie teraz swiat, w ktorym nie wyprodukowano zadnego samochodu od czterdziestu lat, a z importu nie przychodzi nic juz od zgola dwudziestu? No i nie zapominajmy o jakim imporcie tu mowa. Lady i moskwicze.<br />Ktos moglby powiedziec: to jak u nas za komuny!<br />Nie. Gorzej. Znacznie gorzej. U nas nawet za komuny badylarz mogl sobie sprowadzic mercedesa z Niemiec, u nas nawet za komuny produkowano syreny, warszawy, potem fiaty, maluchy, polonezy.<br /><br />Bardzo latwo popasc w ten romantyczny stereotym starej Havany. Cygara, amerykanskie samochody z lat 50. taniec, muzyka, Robert Redford. Tym wlasnie stala sie dla nas Kuba. Skansenem made in Hollywood. Nawet Buena Vista Social Club uparcie podtrzymuje ten stereotyp.<br />Rownie latwo, na podstawie dokumentu Clarksona, mozna wylaczyc sie z szerszego kontekstu i sprowadzic wszystko do niewiele znaczacego problemu z motoryzacja. Ale tu wlasnie dochodzimy do sedna problemu. Pomijajac rezerwaty dla turystow, Kuba w calosci jest w takim samy stanie rozkladu jak jej samochody. Jednym z najsmutniejszych obrazow w filmie Clarksona byl zabytkowy GM, niegdys stylowe, sportowe auto dzis... z ledwo zipiacym silnikiem lady zamiast oryginalnego, pieciolitrowego potwora. Jakaz smutna alegoria. Bo Kuba jest dokladnie taka, jak jej samochody – przestarzala, wyklepana, polatana, rozlatujaca sie w oczach, napedzana starym, nawet w czasach nowosci tandetnym, radzieckim silnikiem. Pedzaca wlasne paliwo z trzciny cukrowej i produkujaca domowym sposobem plyn hamulcowy z szamponu do wlosow. A mimo to, wciaz sie jeszcze jakos toczy do przodu. Jak dlugo?<br />Wszystko jedno, czy jest to samochod, czy gospodarka, nic raz wprawione w ruch nie bedzie dzialac samo z siebie w nieskonczonosc. Stary GM zatrzymal sie wlasnie i wstrzymal oddech. Cos sie zmienia. Kierowca wysiadl. Ktokolwiek go zastapi, stary GM nie dostanie nowego silnika, nikt go nie pociagnie nowym lakierem. Za jakis czas, stopniowo, zaczna naplywac nowe samochody. Te nowoczesne, na poczatku zbyt drogie, ale z czasem coraz szerzej i powszechniej dostepne. GM i jego kompani wyladuja wreszcie na szrocie.<br /><br />To prawda, oto obserwujemy moment, w ktorym romantyzm starej Kuby zaczyna wlasnie umierac. Pewnie szkoda. Ale pamietajmy, ze kubanskie samochody dalyby rade pociagnac jeszcze pare lat, gora kilkanascie.<br />To prawda, w swym ubostwie i zacofaniu Kuba nadal fascynuje i przyciaga. Nadal kusi jakze swoistym urokiem, ktorego duza czesc przyjdzie jej teraz, zapewne, utracic. Ale z drugiej strony... <i>enough is enough</i>. To juz naprawde najwyzszy czas na zmiane tak kierowcy, jak i pojazdu.Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-48770411664913253892008-01-15T11:36:00.000+00:002008-01-15T11:45:51.801+00:00chariots of fireTym razem juz czysto ze sprawozdawczego obowiazku. Bo zobaczylem wczoraj w telewizji i do dzis dojsc do siebie nie moge. Pokazali niewielkiego, brodatego dzentelmana. Na oko, dobrze kolo szescdziesiatki. Acz czerstwy i dziarski. Trenuje do maratonu londynskiego. No i na zdrowko.<br />Tylko ze Buster ma, podobno, 101 lat.<br />Trunkuje.<br />Wypala czterdziesci fajek dziennie.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br />.<br /><span style="font-size:78%;">jest nadzieja...</span>Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-41228881919547244392008-01-11T14:30:00.000+00:002008-01-11T18:11:38.012+00:00buena vista social prisonZ nowym rokiem, nowym krokiem. Prosto w objecia starej glupoty.<br />Niezrownana telewizja sniadaniowa, jak zwykle, nie zawodzi... Oto, jako lekarstwo na zimowe smutki, garsc porad dokad sie udac na relaksujacy urlop. Wszak u nas zimno, chmurno i bzdurno, ale, jak spiewal Ciechowski, <i>na pewno sa planety, na ktorych nie ma zim</i>. Przez caly tydzien (jakby nie wystarczylo zrobic z siebie glupka raz) caly garnitur prezenterow (w sumie cztery osoby w studiu plus blond fladra, ktora na koszt stacji telewizyjnej cierpiala katusze kapieli slonecznych i tych w basenie) przekonywal mnie do wyjazdu na Kube. Wiadomo, Kuba - wyspa, jak wulkan goraca. Ze nie wspomne o dozgonnej przyjazni z socjalistyczna, kubanska mlodzieza, ktora dala nam Jose Torresa. Niestety, w angielskiej telewizji Jose nie znaja, ba! wydaja sie byc na bakier rowniez z samym Fidelem, bo na prozno bylo oczekiwac by choc raz padly slowa <i>socjalizm</i>, <i>komunizm</i>, czy <i>bieda</i>. Musi jakies niedorzecznosci, o ktorych szanujacy sie dziennikarz (no, w kazdym razie z nazwy...) ITV wiedziec nie ma zamiaru.<br /><br />Ech, gdybyz tylko turystyczne relacje dzielnej reporterki mogli zobaczyc sami Kubanczycy... Pewnie nawet nie wiedza, w jakim zyja raju. Ot, od rana do wieczora muzyka i taniec na ulicach, bary, koktaile, lokalny koloryt i nieustajacy karnawal. Nie szkodzi, nie zmarnowalo sie. Poogladali sobie swiadomi swiata angielscy przodownicy klasy pracujacej, ktorzy z rozkosza i drzeniem w sercu wydadza ciezko zarobiona pozyczke z banku na czterodniowy pobyt w rezerwacie dla turystow.<br /><br />Wiele rzeczy mozna wybaczyc. Jedni ludzie sa tacy, drudzy inni, nie ma sensu nikogo za to winic. Jednak w zderzeniu z hipokryzja takiego kalibru zwyczajnie bierze mnie obrzydzenie. Oto ludzie, ktorzy niemalze dzien w dzien atakuja mnie lzawymi historyjkami z najnizszej polki, ludzie, ktorzy dzien w dzien z minami skacowanych bassetow epatuja telwizyjnym wspolczuciem do fermianych kurczakow, emerytek, ktorym nie starcza na rachunki, przegranych szansonistek z telewizyjnej lapanki pseudotalentow, psow na lancuchu i niedokarmionych sikorek, nagle i bez najmniejszych skrupulow zapominaja o przymierajacym glodem narodzie, ktory wypruwa sobie zyly na pozytek turystow tylko po to, by rzad wyzywic mogl sie sam.<br /><br />Do upadku standardow dziennikarskich, niestety, zaczynam sie juz przyzwyczajac. A mimo to, media tak publiczne, jak i prywatne, w RP, czy w GB bez roznicy, nie ustaja w wysilkach, by regularnie i z zelazna konsekwencja wprawiac mnie w coraz to wieksze i wieksze oslupienie. Naprawde, czasem az tesknie do konferencji prasowych rzadu i Urbana Jerzego. Przynajmniej kazdy doskonale wiedzial, co jest czarne, co jest biale, a plucie w telewizor mialo wymiar odruchu patriotycznego. Banda telewizyjnych malpoludow, ktorzy nie maja najmniejszego pojecia o czym pieprza, chocby sie spowiadali z tego, co jedli na sniadanie, nie jest warta nawet tego.<br /><br />Co za niesmak.Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-48381051061830131352007-12-16T22:01:00.000+00:002007-12-16T22:17:01.212+00:00This is not a love song...Z serii: juz nawet komentowac nie mam sily...<br /><br />Moja ulubiona prezenterka telewizji sniadaniowej wyrazila w ubieglym tygodniu gleboka troske<br />o zamierajacego Ducha Swiat. Okazuje sie, ze metodycznie <br />i nieuchronnie wlasnymy rencamy mordujemy uswiecone swiateczne <br />tradycje. Na naszych oczach popelniane jest niewyobrazalne <br />wrecz kulturobojstwo. Czym sie to przejawia? A mianowicie tym, <br />ze ponad jedna trzecia <br />englanderskiego spoleczenstwa zamierza w tym roku kupic prezenty <br />przez Internet, zamiast, jak <br />nam Pan przykazal, dolaczyc do bydlecego spedu wypelniajacego sklepy.<br />Wstyd! Hanba! Grzech smiertelny!<br /><br />Glupota ludzka kwitnie czasem w naprawde zadziwiajacych miejscach.Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-21503545445723151022007-12-07T08:50:00.000+00:002007-12-07T08:58:29.244+00:00Merry Christmas EveryoneNawet mnie to juz nie zaskakuje...<br /><br />Brytyjskie szkoly zaczynaja masowo rezygnowac z wystawiania tradycyjnych swiatecznych szopek. Bo to nie w duchu poprawnosci politycznej. Ba! Sam duch Swiat coraz mniej jakby w duchu. Pamietam, ze juz w zeszlym roku pojawily sie jakies kretynskie watpliwosci, czy choinki w miejscach publicznych to nie przesada. I jak sie nad tym wszystkim chwile zastanowilem, to doszedlem do wnioskow, ze przez lata moi rodzice, a potem ja sam wyrzucalismy pieniadze w bloto. Te wydane na nauke angielskiego. Przeciez jeszcze rok, dwa i zabronia, jako jezyk niepoprawny politycznie.Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-2972892520815742652007-10-18T08:38:00.000+00:002007-10-18T10:57:38.537+00:00hello, my name is dr GreenthumbGubie sie. No po prostu sie gubie w tym wszystkim. Jednego dnia czlowiekowi wydaje sie, ze wie dokladnie w jakim swiecie zyje, a juz nastepnego wszystko wali ci sie na leb. Moze wystarczyloby nie ogladac telewizji, ale to chyba takie troche rozwiazanie od dupy strony. Swiat przeciez nie przestanie od tego stawac na glowie. Albo sie cofac, jak w tym przypadku. A zreszta, nie wiem. Jak zwal tak zwal, co za roznica...<br /><br />Otoz.<br /><br />Mamy poczatek XXI wieku. Wieku, w ktorym mielismy miec male, rakietowe plecaczki, latac na Ksiezyc na wakacje i wtranzalac w pelni syntetyczna szame z tubki. Wyszlo troche inaczej. Mamy telefony komorkowe o mocy obliczeniowej komputerow sprzed trzydziestu lat, latamy na wakacje w obrebie Europy poniezej ceny biletow kolejowych i wtranzalamy genetycznie modyfikowane pomidorki. Tyz niezle. Mozna, w kazdym razie powiedziec, ze zyjemy w przyszlosci. W dodatku niektorzy z nas mieszkaja w kraju, ktory byl jednym z wiodacych mocarstw nuklearnych, w swoim czasie rzadzil polowa swiata i ktory wspolwyprodukowal Concorde'a oraz wspolprzekopal tunel pod kanalem La Manche. Kraju technologicznie zaawansowanym, mozna powiedziec. Do pewnego stopnia. Jesli odwrocimy wzrok od takiej na przyklad sluzby zdrowia.<br /><br />Nie zmyslam i nie klamie. Dzis rano, w telewizji widzialem dyrektora szpitala gdzies w Kornwalii, ktory nieco zawstydzonym glosem tlumaczyl, ze najwyzszy czas aby personel szpitali uswiadomil sobie potrzebe zachowania higieny. I, ze, na przyklad, chirurdzy powinni wyrobic w sobie nawyk regularnego mycia rak. A juz zdecydowanie przed operacjami.<br /><br />Panstwo wybacza, ale jak dla mnie, to sie totalnie w pale nie miesci. Wielka Brytania, dumny England jego mac, w scislej czolowce panstw europejskich (nie mowimy o Unii, mowimy o <strong>calej</strong> Europie w ujeciu geograficznym) pod wzgledem umieralnosci na MRSA - zakazenia wywolane odporna na antybiotyki odmiana gronkowca zlocistego. Male, zabojcze bydle. A przy tym jakze bezbronne wobec goracej wody i mydla...<br /><br />Ja rozumiem, ze sa choroby, z ktorymi zwyczajnie nie potrafimy sobie poradzic. Ze sa zagrozenia, przed ktorymi nie potrafimy sie zabezpieczyc. Czego nie jestem w stanie zrozumiec, to fakt, ze w tak, rzekomo, nowoczesnym panstwie jakim jest Wielka Brytania <strong>chirurdzy</strong> nie widza nic niestosownego w tym, iz operuja we wlasnych ciuchach, w ktorych przyszli do pracy. A co, zarzuci sie kitelek i bedzie git. Ze personel sprzatajacy szpitale to ludzie z kontraktowych firm zewnetrznych, ktorzy w ogole nie zawracaja sobie dupy myciem rak. Ze rzadowe raporty mowia o salach szpitalnych, w ktorych lezeli pacjenci, i w ktorych byly slady krwi na scianach oraz fekalia na podlodze. Moze to ja mam za ciasny umysl, ale naprawde, no po prostu nie pojmuje. Pozostaje miec tylko nadzieje, ze kto inny wyznacza standardy, do ktorych mamy dazyc.<br />Oczywiscie, mozna zbyc sprawe kilkoma niewybrednymi zartami, ze przeciez w Kornwalii i tak trudno mowic o jakiejkolwiek cywilizacji. Wszak wszyscy wiedza, ze tam jest jeszcze gorzej, niz w Walii. Ale to wlasnie w sasiadujacej z Kornwalia Walii od poczatku tego roku wprowadzono program podnoszenia poziomu higieny, popedzono na cztery wiatry zewnetrzne firmy i zatrudniono pelnoetatowy personel sprzatajacy, przetrenowano caly personel szpitali jak utrzymac czystosci i sterylnosc... Efekt? Spadek umieralnosci na MRSA o 30% w okresie krotszym, niz pol roku. W ponad sto lat od narodzin higieny jako dziedziny nauki - oszalamiajacy sukces...Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-13730147111559799702007-10-10T09:26:00.000+00:002007-10-11T15:44:20.967+00:00malovaný džbanku...Przecudny dokument nam wczoraj telewizja pokazala. Dosc zaskakujacy, bo tutejsza telewizja rzadko przypomina sobie o istnieniu innych panstw i nacji, a tymczasem przedstawiony film byl stuprocentowo czeski. Aczkolwiek swoje na polce musial odlezec, bo pokazane wydarzenia poprzedzaly przystapienie Republiki Czeskiej do UE. Film, jak niektorzy by pewnie powiedzieli, demaskatorski, niepokojacy i nieco kasandryczny, co bylo rowniez i moim pierwszym wrazeniem. Co wiecej, juz samo to wystarczyloby pewnie na maly, nudnawy i nieodkrywczy wpis, jednak finalnie doszedlem do wnioskow, ktore wykroczyly nieco poza oczywiste i przewidywalne. A w kazdym razie sam sie tak ludze.<br /><br />Historia zasadnicza wygladala tak:<br />Dwoch absolwentow szkoly filmowej postanowilo nakrecic dokument o sile reklamy. Swietnie. Nic latwiejszego, wystarczy przeciez przeprowadzic pare wywiadow wsrod specow kreatywnych. To prozne bydleta, chetnie by sie pochwalili swymi osiagnieciami... Ale czy to nie byloby zbyt proste? Byloby. Chlopaki postanowili wiec pojsc o maly kroczek dalej i przygotowali olbrzymia kampanie reklamowa nieistniejacego... hipermarketu. Byly billboardy, byly ulotki, byly wytapetowane tramwaje, byly spoty w telewizji i gazetki z ofertami. Bylo umiejetnie podsycane napiecie w oczekiwaniu na wielkie otwarcie. I tylko brakowalo rzeczywistego sklepu. W dniu otwarcia tysiace prazan rzucilo sie przez lake ku gigantycznemu bannerowi rozpietemu na rusztowaniu. W szczerym polu. Ha. Ha.<br /><br />Osobiscie musze przyznac, ze wieksza czesc filmu, ta dotyczaca przygotowywania kampanii, byla co najwyzej instruktazowa i chetnie skrocilbym ja do gora pietnastu minut. Duzo bardziej fascynujacy byl sam dzien otwarcia oraz reakcje ludzi, ktorzy dali sie wpuscic w... no, powiedzmy, ze trawe po kolana. Oto w wyscigu po nieistniejace oferty pedzi dziki tlum gospodyn domowych, emerytow, a nawet wedkarz. Mniej zabawnie zaczelo sie robic, kiedy ludzie zorientowali sie, iz zostali zrobieni w totalnego matola. Czesc dowcip docenila. Niektorzy wrecz gratulowali pomyslu i z usmiechem, lub zaduma przyznawali sie przed kamerami do grzechu konsumpcjonizmu. Inni wykazywali mniej zrozumienia, czy tez poczucia humoru. Padaly i grozby.<br />Z jednej strony, trudno im sie dziwic. Tlukli sie gdzies na przedmiescia tylko po to, zeby wyjsc na idiote. Z drugiej, jak sie tak zastanowic, to przeciez nikomu nie stala sie krzywda, a powod do swietego oburzenia jest jednak, nie oszukujmy sie, dosc blahy.<br /><br />Nietrudno sie domyslic, ze celem filmu mialo byc pokazanie zmian, jakie zaszly w naszej mentalnosci odkad stalismy sie spoleczenstwami konsumpcyjnymi. Weekendowe zakupy w hipermarkecie zamiast rodzinnego spaceru za miastem, centra handlowe zamiast osrodkow kultury, skrajne emocje i reakcje wywolane niczym wiecej, jak przecena zupelnie nam niepotrzebnego produktu. I, oczywiscie, przyklad czeski odnosi sie w takim samym stopniu do nas wszystkich, aczkolwiek nie wyobrazam sobie, zeby ktokolwiek zdobyl sie na podona mistyfikacje w Polsce. Nie skonczyloby sie na pogrozkach, o nie. Wszak Polak - katolik juz dawno przeniosl swa religijna czesc z kosciola na hipermarket i traktuje dzis ten drugi z rownie smiertelna powaga.<br /><br />A wiec, zdaja sie sugerowac tworcy filmu, stalismy sie slepym bydlem, sterowanym mechanizmami reklamowymi, niczym samochodzik na radio. Bezmyslna tluszcza, rzucona na zer korporacjom. Spoleczenstwem, w ktorym uzaleznienie od przestrzeni handlowej niszczy nie tylko strukture spoleczna, ale i zwiazki rodzinne.<br />I to jest, w pewnym sensie, szczera prawda. Smutne to i niewesole, jak sie wydaje, do tego glownym oskarzonym jakos i kontrargumentow brak. Szary obywatel niewiele bedzie mial tu do powiedzenia. Pewnie zwiesi tylko glowe i zacznie siakac nosem.<br />Zaraz, zaraz, bez pospiechu. Bo jak sie troche blizej przyjrzec, moze sie jeszcze okazac, ze i oskarzycielski paluch ma troche brudu za paznokciem.<br /><br />Co uswiadamia nam przyklad owych slynnych tabliczek babilonskich z utyskiwaniami na zachowanie i obyczaje mlodziezy, a nad czym na co dzien nie zastanawiamy sie w ogole, jest fakt, ze wszelkie zmiany, jakie zachodza w otaczajacym nas swiecie jestesmy w stanie odnotowywac najdalej w obrebie jednego pokolenia. Przypuscmy, ze pan Krzysztof ma czterdziesci lat. Pan Krzysztof jest zbulwersowany zachowaniem dzisiejszej mlodziezy za kazdym razem kiedy widzi grupe wyrostkow stojaca na klatce schodowej i palaca papierosy. Oczywiscie, kiedy pan Krzysztof mial lat pietnascie, w jego klasie tez byli 'chlopacy', ktorzy stali na klatce i palili, ale dla Krzycha byli wtedy rowiesnikami, a jeden, czy dwoch nawet kumplami. Pan Krzysztof pamieta tez, ze nalezal aktywnie do harcerstwa oraz byl modelarzem. Dzis zalamuje rece nad glupawymi, zachodnimi technikami socjotechnicznymi, jakim poddawany jest w pracy, a dzieciaki spedzajace godziny przed komputerem zamiast zajac sie czyms pozytecznym (jak na przyklad modelarstwo) doprowadzaja go do szewskiej pasji. Pan Krzysztof brzydzi sie hip hopem, ale za to uwielbia Czerwone Gitary. Pan Krzysztof uwaza, ze kiedys wszystko bylo inaczej - wrog jeden, a caly narod w opozycji. Pan Krzysztof uwaza tez, ze dzis ludzie sa zniewoleni jeszcze bardziej, przez ogolnoswiatowe korporacje i globalizacje, i ze jesli tylko ludzie przejrzeliby na oczy, z pewnoscia zrzuciliby jarzmo w trymiga.<br />Pan Krzysztof, naturalnie, jest skonczonym idiota.<br />Komunizm, czy kapitalizm, ludzie zachowywali sie, zachowuja i beda zachowywac zawsze tak samo. Przewazajaca wiekszosc spoleczenstwa, kazdego spoleczenstwa, najzwyczajniej nie zawraca sobie dupy. Czymkolwiek. Dla czlowieka, jak dla kazdego organizmu zywego istotne sa tylko dwa aspekty egzystencji - przetrwanie i rozmnazanie. Nawet jesli to drugie zostalo w nowoczesnych spoleczenstwach nieco przewartosciowane, to i tak w dalszym ciagu nasze zycie w najwiekszym stopniu jest sterowane przez dwie potrzeby - jesc i ryckac. Klopotanie sie kwestiami abstrakcyjnymi przychodzi w dalszej kolejnosci, a i to tylko ewentualnie. W gruncie rzeczy, caly ten wywod sprowadza sie do tego, iz jesli masy rzucaja sie jak glupie na supermarkety, to robia to dlatego, ze wlasnie supermarketu im do szczescia potrzeba. Dla pana Krzysztofa jest to, oczywiscie, wyrazem kompletnego upodlenia i bezmyslnosci. Pan Krzysztof uwaza, ze ludzie powinni aspirowac do wyzszych celow i przedkladac kulture nad rozrywke i konsumpcje. Pan Krzysztof uwaza, ze pani Zosia z drugiego bylaby szczesliwsza, gdyby chadzala do opery. A jesli nie chadza, to tylko dlatego, ze jej nikt jeszcze za reke nie wzial, nie zaprowadzil i nie wyjasnil, dlaczego ma opere kochac.<br />A tymczasem pani Zosia opery nie pokocha i nie zrozumie, co wiecej, ma opere rowno w dupie. Pani Zosia, natomiast, doskonale rozumie promocje, oferty i proszki z wybielaczem. Oczywiscie, pani Zosia dwadziescia lat temu nie miala o tym wszystkim pojecia, ale trudno sie dziwic. Dwadziescia lat temu nie bylo promocji i proszkow z wybielaczem. Gdyby hipermarket Czeski sen otwieral sie w latach siedemdziesiatych ludzie rzuciliby sie tak samo. Bez zadnej roznicy.<br /><br />Material przedstawiony w filmie pokazuje, ze ludzie w swej masie podatni sa na sugestie (w tym wypadku reklame), ze sa owladnieci rzadza posiadania i, ze kiedy w tlumie, zachowuja sie jak tlum.<br />Jakze odkrywcze.<br />Smutna konkluzja byla rowniez i taka, ze jestesmy zwyczajnie glupi.<br />Co jest glupiego w zaspokajaniu wlasnych potrzeb - nie wyjasniono.<br />Nikt z nas nie jest wolny od prob uszczesliwiania innych na sile. Nikt z nas nie jest wolny od checi okazania innym swojej wyzszosci. Nikt z nas nie jest wolny od oceniania innych subiektywnie i niesprawiedliwie. Zaprawde, powiadam wam, ludzkie to i pospolite. Autorzy Czeskiego snu chcieli dobrze. Jak pan Krzysztof.Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-42840696279070688522007-10-02T15:36:00.000+00:002007-10-04T12:25:03.388+00:00eins zwei drei vier...Kiedy bylem malym bloggerkiem... A nie, to bylo jeszcze przed Internetem. A wiec, kiedy bylem malym przyszlym bloggerkiem, mialem kolezanki i kolegow, ktorzy z rozbrajajaca dziecinna logika podzielali moje naiwne spojrzenie na swiat. Wszystko bylo wtedy proste, wynikalo jedno z drugiego w sposob oczywisty (dla nas wylacznie, oczywiscie), a wszelkie Rzeczy mialy swoja nienaruszalne Miejsce. Owe smiechu warte (bo na rozczulanie sie mnie juz nie stac) zasady odnosily sie rowniez do naszych wczesnych wyborow przyszlego zawodu. Jak to gowniarze. Michal chcial zostac strazakiem, Sebastian milicjantem (trochesmy sie z nigo nasmiewali...), Robert lekarzem, a Natalia stewardessa. (Do dzis staram sie jak najwiecej latac samolotami bo juz wtedy miala zadatki na fenomenalnie rewelacyjna figure, ze juz nie wspomne o najdluzszych nogach wsrod starszakow...). Ale zostawmy Natalie, akurat jej koncepcja nie byla jeszcze taka najgorsza. Troche lyso natomiast wygladaja dzis chlopaki, musze przyznac.<br /><br />A juz przede wszystkim, gdyby zechcieli sprobowac zrealizowac swoje dzieciece marzenia o bohaterstwie w wybranych przez siebie zawodach tutaj, w Englandzie.<br /><br />Garsc informacji wyfiszbinowanych z wiadomosci w ciagu ostatnich trzech, czterech tygodni zwyczajnie stawia siersc na grzbiecie na sztorc. Pierwszy byl strazak, ktorego z nieklamana radoscia pokazala niedawno telewizja sniadaniowa. Strazak, ktory, nota bene, zostal nominowany do nagrody przyznawanej za bohaterstwo. W gruncie rzeczy, trudno sie dziwic. Taplala sie kobita w rzece, nie wiedziala jak sie wykaraskac, dzielny strazak wskoczyl, uratowal. Watpliwosci nie ma zadnych. bylby czekal chwile dluzej, kobita by utonela. Dac mu piwa.<br />Ale nie, nie tak prosto. Okazuje sie, bowiem, ze sie strazakowi zachcialo ratowac zycie ludzkie wbrew przepisom. Uratowane zycie, uratowanym zyciem, ale przepisy rzecz swieta. Poszedl biedak na dywanik. Serio, serio. Malo go nie zawiesili.<br /><br />Co do policji, z kolei, przeczytalem mala informacje w jednej z gazet raptem dwa dni temu. Otoz nowa dyrektywa tutejszej Komendy Glownej mowi, iz funkcjonariusze na sluzbie powinni <strong>powstrzymywac sie przed probami ratowania ludzkiego zycia</strong>, jesli nie maja zaliczonych odpowiednich kursow uprawniajacych ich do podjecia dzialan w okreslonych sytuacjach.<br />"Zwisa pan z parapetu na dwoch palcach? Coz, przykro mi, ale nie moge pana wciagnac, nie odbylem naleznego przeszkolenia. Ale mamy specjalna jednostke, z odpowiednimi certyfikatami stacjonujaca jedyne 30 mil stad, zaraz wykonam sluzbowy telefon, oni pana zdejma. Cierpliwosci..."<br />"To mowi pani, ze pani maz tonie? No dobrze, ale co ja mam z tym wspolnego? Nie widzi pani, ze jestem policjantem, a nie ratownikiem? A wlasnie, moze jest tu w okolicy jakas plywalnia, czy cos..."<br /><br />I na koniec pan doktor. Znow telewizja sniadaniowa, choc pozniej tego samego dnia ow news pojawil sie rowniez w wiadomosciach ogolnokrajowych. A dotyczyl pewnego czlowieka, ktoremu szpital odmowil zoperowania biodra poniewaz pacjent jest... palaczem. Jak sie okazuje, nikogo nie obchodzi fakt, ze schorzenie z papierosami nie ma nic wspolnego. Dochtory powiedzialy wprost - facet ma rzucic palenie, albo niech sobie kuleje dalej. A to dopiero poczatek, bo okazuje sie, ze nie byl to przypadek odosobniony. Dziesiatki (a ich liczba rosnie z dnia na dzien) szpitali odmawia leczenia nie tylko palaczy, ale rowniez ludzi otylych (ciekawe, kiedy sie wezma za rudych...). Podobno, skoro sami sie do takiego stanu doprowadzili, to niech sie sami martwia i wroca, jak wyzdrowieja. Oczywiscie, jest to kompletna bzdura, angielska sluzba zdrowia zwyczajnie probuje oszczedzic gdzie sie da i to dosc desperacko jak widac, skoro pierwsi do odstrzalu maja isc pacjenci. Zabawne natomiast jest to, iz nie dalej jak kilka miesiecy temu bardzo powaznie rozpatrywano finansowanie z publicznych ubezpieczen zdrowotnych... lekcji tanca dla grubasow. No prosze, przewrotu zadnegosmy nie mieli, a tymczasem ten sam rzad, ktory jeszcze niedawno chcial sypnac groszem na potancowki dla tlusciochow (przypomnijmy, niemal polowa ludnosci w U.K. ma nadwage), dzis podjudza sluzbe zdrowia, by ta pozwolila im zwyczajnie zdychac pod drzwiami szpitali. Ze juz nie wspomne o zarzynaniu, z punktu widzenia kazdego rzadu, kury znoszacej zlote (nawet jesli lekko podwedzane) jaja, czyli palaczy. Paczka papierosow kosztuje tu srednio piec funtow, z czego wiekszosc, to, ma sie rozumiec, podatki i akcyzy.<br /><br />A co tam, do piachu z nimi.<br /><br />Oczywiscie, nawet nie probuje sugerowac, ze przytoczone przeze mnie przyklady sa jednakowe. W kazdym razie nie, kiedy myslimy o przyczynach. Jednak z drugiego konca kija wszystko to sprowadza sie do jednego - role pewnych grup spolecznych, ktore ustalily sie pokolenia temu i ktore od "zawsze" byly dla nas wszystkich absolutnie oczywiste nagle zaczynaja sie zmieniac. Oto ci, ktorzy do tej pory byli bezposrednio odpowiedzialni za niesienie pomocy i ratowanie ludzkiego zycia w chwilach zagrozenia w teraz musza sie rozliczac ze swej lojalnosci w pierwszej kolejnosci rece, ktora tak karmi, jak i dzierzy bat na niepokornych. Chlopaki z mojego przedszkola, wybrali nienajfortunniej. Cala nadzieja w tym, ze chociaz natalia serwuje kanapki, jak nalezy.<br />I to, co mnie w tej chwili ciekawi najbardziej, to fakt, czy zmiany te maja charakter lokalny i przejsciowy, czy moze ta epidemia totalnej glupoty grozi nam wszystkim.<br /><br />Poki co, dziekuje Bogu, ze nie jestem rudy.Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-10956299162327342402007-09-11T15:04:00.000+00:002007-09-11T15:10:39.020+00:00i'll be missing youMadaleine update.<br /><br />Historia dopero teraz zaczyna sie robic fascynujaca. Portugalska policja wysunela oskarzenia pod adresem... rodzicow zaginionej dziewczynki. Angielska opinia publiczna jest, oczywiscie, jednego zdania. Wszyscy wychodza z zalozenia, ze portugalska policja to banda pastuchow koz. Zaczynam kibicowac, ale zeby nie bylo, iz jestem bezduszny wobec czteroletniego dziecka, nie bede sie na razie przyznawal, komu...Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-83361943664118504302007-09-07T11:49:00.000+00:002007-09-11T14:50:29.539+00:00kiss your intellect goodbyeZastanawialiscie sie kiedys, na co komu profesorowie?<br /><br />Ale zacznijmy od poczatku...<br /><br />Przygladalem sie niedawno pewnemu okazowi. Typowemu. Wlosy dlugawe, przetluszczone. Okulary wyszmelcowane, niejednokrotnie naprawiane wlasnym sumptem. Spodnie delikatnie ponad kostke. Buty podniszczone, rozdeptane. Marynarka (w jednej przez caly rok od czterdziestu lat) latana na lokciach, kieszenie powypychane, obciazone Bog jeden wie czym. A do tego wszystkiego koszulka naszego miejscowego uniwersytetu. Oczywiscie, to jeszcze zaden niezbity dowod, ale juz przeciez samo natezenie oddzialywania stereotypu powinno o czyms swiadczyc. Zreszta, znam i inne przyklady, ktore, no chocbys sie zesral i zatanczyl, bezczelnie sie wpisuja w paradygmat pozostawiajac nikczemnie niewielki margines interpretacyjny. Mowiac krotko - typowy profesor to ofiara zyciowa.<br />Przynajmniej jedna dziedzina, w ktorej panuje zgodna rownosc pomiedzy naukami scislymi i humanistycznymi...<br /><br />Oczywiscie, ktos moglby zaprzeczyc, ze to krzywdzacy stereotyp, ze tu i owdzie pojawiaja sie przyklady dowodzace wrecz przeciwpoloznie. Moze. Moglbym wspomniec wyjatki potwierdzajace regule, ale chyba nie ma potrzeby. Tym bardziej, ze ten stereotyp to dopiero koniec nitki, z ktorego zdalem sobie sprawe dopiero obserwujac te kupke nieszczescia w przykrotkich porcietach i z energiczna zona, ktora wydawala sie byc odpowiedzialna za wszystkie procesy i czynnosci wymagajace kontaktu z rzeczywistoscia z krwi i kosci. Klebek, natomiast, jak to zwykle bywa, lezy znacznie glebiej.<br /><br />Cofnijmy sie odrobine w czasie.<br />Kiedy patrzymy na funkcje nauki w przeszlosci, wszystko wydaje sie takie proste i logiczne. Odkrywamy ruch gwiazd - tworzymy kalendarz oraz uczymy sie nawigowac tak, aby dalo sie spuscic manto coraz to nowym dzikusom. Wysylamy czlowieka w kosmos - otrzymujemy teflonowe patelnie. Odkrywamy jak zmusic prad elektryczny do swiecenia - mozemy zaczac doic krowy po zmroku. I tak dalej, i tak dalej... Czyli, mowiac jeszcze prosciej, postep naukowy przekladal sie na postep cywilizacyjny, ktory w ten, czy inny sposob, usprawnial nasze codzienne zycie. Lub - jak w przypadku owych nieszczesnych pracownikow manufaktur wciskajacych saboty w tryby nowych maszyn - je rujnowal. W ktora strone nie spojrzec, przelozenie bylo jednak dosc bezposrednie. Co wydawalo sie calkiem logiczne. Naukowcy, elita ludzkosci, wysilaja swoje mozgi, dokonuja odkryc, odkrycia zostaja wprowadzone w powszechny uzytek za pomoca zastosowan komercyjnych. Az do momentu, w ktorym kolejny cywilizacyjny sabot utknal w trybach prostoliniowego postepu. Do czego zmierzam? Zapewne do tego, ze dzisiejszy poziom i cel badan naukowych juz sie tak prosto na zycie codzienne nie przeklada. Bo niby z jakiej racji mialby? Mamy juz telewizje (ostatnio nawet w HD), internet, telefony komorkowe, superoszczedne diesle i supertanie bilety lotnicze. Odkryto, zapewne, prawie wszystko, co nalezalo odkryc z puli oznaczonej napisem <span style="font-style: italic;">niezbedne</span>. Reszta, to juz w zasadzie tylko ulepszenia. Tymczasem potencjal odkrywczy wraz z rozrostem placowek naukowych i badawczych rosnie. Nasza cywilizacja z uporem maniaka produkuje naukowcow, ktorzy, spolecznie, maja coraz mniejsza przydatnosc. Ba! Zeby tylko...<br /><br />Mechanizm jest, w gruncie rzeczy, prosty. Obszary badan naukowych coraz bardziej i bardziej oddalaja sie od tak zwanego zycia codziennego, a za nimi, sila rzeczy, musza podazac umysly naukowcow. Przepasc poglebia sie pozostawiajac te biedne istoty coraz bardziej bezbronne wobec dzisiejszego, pedzacego w zgola przeciwnym kierunku swiata. Jezeli z piecdziesieciu kolorowych magazynow na polce w supermarkecie trzydziesci traktuje o zmyslonych historiach z zycia wzietych oraz tak zwanych gwiazdach, czy innych celebrieties, dziesiec to programy telewizyjne (wypelnione po brzegi tymi samymi historiami z zycia i gwiazdami), piec to magazyny dla panow o niczym, byle z golym cycem tu i owdzie, cztery to paszkwilanckie scierwo roznej proweniencji, agdzies tam, na koncu polki chowa sie jeden, chocby i pseudo naukowy, to chyba wyraznie widac, czym sie ludzie interesuja. Operator akceleratora czastek, ktorego pasjonuje uzyskiwanie plazmy w warunkach kontrolowanych z pozostalymi czterdziestoma dziewiecioma klientami supermarketu nie bedzie mial o czym rozmawiac. Tymczasem oni miedzy soba - bez najmniejszego problemu...<br /><br />Och, oczywiscie, mozecie sie smiac, ze to teoria glupawa i grubymi nicmi szyta, ale nie zapominajcie, ze zyjemy w spoleczenstwie, ktore wychodzi z zalozenia, iz matematyka w szkolach zahacza o lekka przesade. No bo na co to komu potrzebne w zyciu... A finalnie, wszystko sprowadza sie do owego smutnego, zagubionego czlowieczka w przykrotkich porcietach i polatanej marynarce. Wyprodukowala go cywilizacja, ktora z przyzwyczajenia i rozpedu szczyci sie swymi naukowcami, ale coraz rzadziej jest w stanie znalezc dla nich jakiekolwiek praktyczne zastosowanie. Dajemy im wiec, my - coraz bardziej przyziemna ludzkosc, zajecie w ich abstrakcyjnych laboratoriach, w ktorych moga swe wysokowyspecjalizowane mozgi zaprzac do jakiejkolwiek roboty. Roboty, o ktorej my nie tylko nie mamy pojecia, ale w ktorej dobrodziejstwa dla ludzkosci juz dawno przestalismy wierzyc. Jestesmy cywilizowani, wiec dajemy im jesc, pic i kat do spania, ale rozmawiac juz nie mamy o czym. Utrzymujemy ich, bo tak prawde powiedziawszy, nie mamy kompletnie zadnego pomyslu, co z nimi zrobic...<br />Ciekawe, czy jeszcze kiedys nam sie przydadza.Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-78277379595756950782007-06-06T23:11:00.000+00:002007-07-11T11:30:17.245+00:00stand by meOdkad dowiedzialem sie, ze miszkam w kraju, w ktorym sluzba zdrowia (ogolem) jest, mowiac wprost brudna, niechlujna i niehigieniczna (podobno daleko w tyle nawet za TAKIMI krajami - jak podawala niedowierzajaco prasa - jak Polska, czy Wegry), a dzieciom zyje sie na szarym koncu skali szczesliwosci (oba badania dotyczyly krajow UE) z wieksza uwaga przygladam sie objawianym tu i owdzie badaniom. Niedawno natrafilem na kolejne, ktorego wyniki przykuly moja uwage. Jego przedmiotem byli przyjaciele.<br />A-ha. Serio serio.<br />Okazalo sie, ze nie tylko ktos jeszcze pamieta takie slowo, ale w dodatku traktuje je powaznie. I faktycznie, nie ma powodow do dowcipkowania, a juz szczegolnie w obliczu wynikow. Badanie bylo, w istocie, banalnie proste. Grupe 700 szesnastolatkow zapytano, czy maja przyjaciol. Nie kolegow, kolezanki, kumpli i tak dalej, ale prawdziwych przyjaciol, takich, ktorym mozna zaufac.<br /><br />Niektorzy mieli.<br /><br />Ba! Zdecydowana wiekszosc dzisiejszych nastolatkow (no dobrze, ubieglorocznych) ma przynajmniej jednego prawdziwego przyjaciela. Niepokojace jest dopiero zestawienie tych wynikow z wynikami identycznego badania przeprowadzonego w 1986 roku, rowno dwadziescia lat wczesniej. Otoz przez te dwadziescia lat odsetek nastolatkow, ktorzy nie przyznaja sie do posiadania prawdziwego przyjaciela od serca wzrosl z 13% do 18%.<br />Moze jeszcze nie panika, ale nie jest to dobra tendencja. Na pewno nie.<br />Latwo tu tez o pochopne wnioski.<br /><br />W pierwszej chwili sam zlapalem sie na tym, ze kiwam glowa nad kondycja dzisiejszych gowniarzy. Ze juz nawet w pilke nie chca grac, nie mowiac o pikutach, ze telewizja, internet i konsole zjadaja ich nawet bez przezuwania. Ze tak im latwiej, ze to przez lenistwo sie tak oglupiaja i tucza czipsami. No, moze troche tez, jednak chyba nie przede wszystkim. Znalazlem bowiem dwa fragmenty, ktore nie do konca chcialy do tego modelu pasowac.<br /><br /><br /><span style="font-style: italic;">Submissions to the inquiry by children, published today along with other evidence of friendship, also reveal they rated friends more highly than any other factor when asked what makes a good childhood, and were deeply concerned about bullying.</span><br />oraz<span style="font-style: italic;"><br />Children wanted to be able to spend time with their friends, and regarded them as an important source of support.</span><br /><br />Czyli, ze co? Ze ona, ta cala zdemoralizowana od kolyski dzieciarnia wcale nie chce telewizji, internetu i plejstejszyn? Ze zamiast tego woleliby (tak sami z siebie) isc z kumplem pluc i lapac? No, kto wie... Moze i tak. I jesli bylaby to prawda, przynajmniej do pewnego stopnia, bo nie sadze, zeby godziny spedzone przed ekranem sprawialy mlodziakom rzeczywiscie taki potworny bol, to jednak widac, ze przynajmniej sa swiadomi tego, iz cos im umyka, ze istnieje jakis realny, namacalny swiat poza pokojem telewizyjnym (a gdzie tam! przeciez dzieci maja dzis swoje wlasne pokoje i swoje wlasne telewizory...), ktory na dodatek niesie ze soba jakies wartosci. Niemniej, widac w miare wyraznie, ze to zamkniecie w czterech scianach w towarzystwie telewizora i komputera nie wynika tak jednoznacznie z faktu, ze to gowniarzom sie juz nie chce ganiac za pilka, bo prosciej i wygodniej jest obrastac w domu tluszczem. Nie zapominajmy, kto im kupuje konsole i gry, kto juz w wieku dwoch lat (znam i taki przypadek osobiscie) oddaje dziecko pod opieke telewizorowi na kilka godzin dziennie, kto wreszcie, buduje ich swiatopoglad swoim wlasnym przykladem i objasnianiem zycia.<br />Odpowiedz jest absolutnie oczywista i nie do tego zmierzam. Zastanawia mnie, natomiast, cos zupelnie innego.<br /><br />Kiedy ja bylem malym gowniarzem pamietam, ze moi rodzice zachecali mnie do tego, aby miec przyjaciol, uczyli jak samemu byc dla kogos przyjacielem i jak traktowac ludzi, ktorzy wydaja sie byc dla mnie specjalni, wyjatkowi. Nigdy nie mialem problemow ze spedzaniem czasu po szkole z kumplami z klasy, czy z podworka, w lecie na dworzu, w zimie, odwiedzajac sie wzajemnie. Niektorzy z nich pozostali <span style="font-style: italic;">tylko</span> kumplami, niektorzy odegrali wazna role w moim zyciu wlasnie w okresie nastoletnim, kiedy podobne relacje zaczynaja byc naprawde wazne i wyjatkowe, z niektorymi jestem w kontakcie do dzis, choc moze juz nie az tak zazylym. W miedzyczasie poznalem nowych ludzi, ktorzy stali sie moimi przyjaciolmi. Takimi prawdziwymi, niepodwazalnymi. A to wszystko zostalo zbudowane na tym, czego nauczono mnie w domu. Przypuszczam, ze nie jestem jedyny. I zastanawiam sie teraz, co sie stalo z <span style="font-weight: bold;">nami</span> takiego, ze swiadomie, lub nie, odmawiamy tego samego naszym dzieciom? Skoro wszyscy pamietamy ile dla nas znaczyli nasi pierwsi prawdziwi przyjaciele (na cale zycie, ma sie rozumiec), czemu nie potrafimy, czy moze nie chcemy (a moze nie chce nam sie?) dac tego samego naszym dzieciom?<br /><br />Bo, jak pokazuje przytoczone na wstepie badanie, one wcale nie daly sie oszukac telewizorem. I doskonale wiedza, ze czegos im w zyciu brakuje.Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-82241163790329136342007-05-20T18:26:00.000+00:002007-06-04T22:56:45.241+00:00natural born killersScena numero uno: stoje w kolejce w sklepie, przede mna pan w wieku eufemistycznie nazywanym srednim, laduje w reklamowki tony badziewia. Kiedy dochodzi do placenia, niemalze lapie sie za glowe i zwierza kasjerce - Mam gosci z wizyta na pare dni. Ilez mnie to wszystko kosztuje!<br /><br />Biedactwo.<br /><br />Scena numero due: talk show. Popularny prezenter telewizyjny Jonathan Ross, jako gosc obrzydliwie bogaty i niemal rownie popularny multimilioner sir Alan Sugar. Juz tam mniejsza z tytulem, stac go, jako tez mniejsza o branze, bo pan Zucher dziala w wielu. W tym od kilku sezonow rowniez w telewizji, gdzie jest glowna gwiazda reality show <font style="font-style: italic;">The Apprentice</font>. Zasada jest prosta, kilkunastu uczestnikow na poczatku, co tydzien nowe zadanie do wykonania, ktos tam zawsze podpadnie i musi z placzem wrocic do domu, a na koniec zwyciezca dostaje w nagrode posade asystenta sir Alana. Proste, nieskomplikowane, niewymyslne. Ale oglada sie ciekawie, zwlaszcza im blizej finalu, kiedy to, jak powiedziala jedna z uczestniczek <font style="font-style: italic;">wszystkie rybki zostaly odlowione, zostaly tylko piranie</font>. Na tym przykladzie widac zreszta, jakie to niesamowicie wredne bestie sa te piranie. Nie dosc, ze bezwzgledne, to jeszcze kanibale. W tej edycji szczegolnie rzuca sie w oczy zwlaszcza jedna. Oczywiscie, baba inteligentna, aczkolwiek raczej nie az tak, jak sama sadzi. Nie w tym rzecz. Chodzi o mentalnosc. Ujmujac to krotko i wezlowato moznaby powiedziec iz jest to osoba, ktorej czlowiek kulturalny w zyciu reki by nie podal. Manipulatorka, hipokrytka, chodzacy klebek bezwzglednych ambicji o moralnosci ameby. A do tego brzydka.<br />Wrocmy do talk showa. Otoz w pewnej chwili sir Alan zostaje zapytany o nia wprost, na co odpowiadac zaczyna nieco metnie. <font style="font-style: italic;">Silnie zmotywowana</font>, mowi, <font style="font-style: italic;">zdecydowana</font>, mruczy pod nosem, <font style="font-style: italic;">w biznesie trzeba byc twardym</font>, konkluduje.<br />Oczywiscie, sir Alan nie jest pierwszym lepszym kretynem i ma doskonale pojecie o tym, z jakim typem czlowieka ma do czynienia. Ale nie pada z jego strony ani jedna krytyczna, negatywna uwaga.<br />Prawde powiedziawszy, caly <font style="font-style: italic;">The Apprentice</font> jest troche jak <a href="http://www.imdb.com/title/tt0120885/">Fakty i akty</a> Barry'ego Levinsona. Wszyscy wiemy, jak to dziala, ale po raz pierwszy ktos nam to wszystko mowi prosto w twarz. W dodatku z ekranu. Sir Alan sie nie opierdala, o kulisach robienia milionow mowi bez ogrodek nazywajac fakty po imieniu, a konsumentow (de facto) bezmozga sila nabywcza. Kazdy z uczestnikow za przejawianie jakichkolwiek ludzkich uczuc, czy rozterek moralnych jest brutalnie karcony (<font style="font-style: italic;">Nie mozesz sie zastanawiac nad tym, ze jak cos kupiles tanio, to nie wypada tego odsprzedac za dziesiec razy wieksza cene! A ty myslisz, ze na czym firmy farmaceutyczne robia swoje fortuny? Wlasnie na tym, ze produkuja pigulki za pietnascie pensow sztuka, a sprzedaja w aptekach po dwadziescia funtow! To jest biznes!</font>).<br />Bo, jak juz wiemy, w biznesie trzeba byc twardym.<br /><br />Slysze to od dziecka. Slysze to od czasow, w ktorych o biznesie malo kto mial tak naprawde pojecie, boprzyszli biznesmeni wciaz jeszcze byli <font style="font-style: italic;">badylarzami</font>, <font style="font-style: italic;">cinkciarzami</font>, <font style="font-style: italic;">koniami</font> i cala masa innych <font style="font-style: italic;">prywaciarzy</font>. Ale o tym, ze w biznesie trzeba byc twardym mowilo sie juz wtedy. Mowili i ci, ktorzy mysleli, ze wiedza, co to znaczy, choc spedzili cale zycie na panstwowym etacie. To byla po prostu jedna z tych fraz, ktore powtarzalo sie, niczym mrugniecie okiem w gronie <font style="font-style: italic;">wtajemniczonych</font>.<br />My ass!<br />A potem biznes przyszedl i zweryfikowal. I okazalo sie ile z tej miernoty, ktora chelpila sie wiedza, iz w biznesie trzeba byc twardym, w rzeczywistosci dupy miala stanowczo zbyt miekkie.<br /><br />Bo w biznesie <font style="font-weight: bold;">naprawde</font> trzeba byc twardym. Biznes stoi ponad wszystkim. Biznes stoi ponad kultura, biznes kultura handluje. Biznes stoi ponad uczuciami i emocjami, biznes patrzy, jak mozna zarobic i na nich. Biznes gotow jest sprzedac wlasna matke, jesli tylko bedzie miala jakas rynkowa wartosc. Biznes nie stoi ponad polityka, biznes stoi bliziutko za jej plecami i dyktuje. Niestety, juz nawet nie szeptem. Biznes stoi ponad geografia, bo wszystko oplaci sie gdzies. Biznes stoi ponad zasadami spolecznymi, bo biznes stoi ponad wszystkim co naklada jakiekolwiek ograniczenia. Kiedy biznes wchodzi w gre, nic nie moze stac na przeszkodzie. Kiedy biznes wchodzi w gre, biznes jest najwazniejszy, biznes jest jedyna wartoscia i jedynym celem. Biznes jest idea. I jak wiele mu podobnych idei w historii ludzkosci biznes pokazuje nam bezlitosnie nasze wlasne oblicze. Pokazuje, iz w gruncie rzeczy jestesmy najpodlejszym, najprymitywniejszym i najbardziej godnym pogardy gatunkiem zamieszkujacym te planete.<br /><br />Przypomnijmy sobie nieszczesnika, ktory mial w domu gosci...<br /><br />Czlowiek jako gatunek wyodrebnil sie, no powiedzmy, dla uproszczenia i bez zaglebiania sie w szczegolowe teorie ewolucyjne, okolo miliona lat temu. Od tamtej pory ewoluujemy, rozwijamy sie nie tylko fizycznie, jako organizm biologiczny, ale przede wszystkim kulturowo, cywilizacyjnie i spolecznie. Ba! prawdopodobnie od afrykanskiej Lucy genetycznie roznimy sie jakims promilem, czy dwoma. Ale porownujac cywilizacyjnie... Hm, na pierwszy rzut oka sie nie da. pozornie za daleko. Pozornie.<br />Oba przyklady, ow mezczyzna w sklepie i multimilioner z telewizji sprowadzaja sie w gruncie rzeczy do jednego mianownika - zanegowania setek tysiecy lat rozwoju. Z jednej strony mamy czlowieka, ktorego odwiedzaja goscie - z usprawieliwionym prawdopodobienstwem mozemy zalozyc, iz jest to ktos, z kim rzeczony, nazwijmy go roboczo Barry, jest zwiazany emocjonalnie (rodzina, przyjaciele), z drugiej mamy przywodce kierujacego organizacja (pracodawca zatrudniajacy tysiace ludzi). Obaj oni, zupelnie nie zdajac sobie z tego sprawy, odrzucaja wszelkie (nazwijmy je szumnie humanistycznymi) wartosci, ktore na dobra sprawe powinny nas odrozniac od zwierzat i udowadniac, iz naprawde jestesmy istotami nieco lepiej rozwinietymi. Barry sprowadza cala sprawe do wymiaru finansowego, Sir Alan nie dba o wartosci ogolnoludzkie potencjalnego kandydata, przedkladajac przymioty takie jak dwulicowosc, cynizm, wyrachowanie, brak litosci i zahamowan moralnych. W biznesie trzeba byc twardym.<br />Bycie drapieznym, zredukowanym do materialistycznych potrzeb, instynktow, agresji i rywalizacji nie wymaga wysilku. To jest dokladnie to, z czego wszyscy jestesmy zbudowani. Jednakze niektorzy z nas pracuja ciezko na to, aby na cielsko bestii naciagnac wrazliwy, nietrwaly, cieniutki jak zupa z pokrzyw naskorek kultury, moralnosci, szacunku. Tymczasem stwierdzenie <span style="font-style: italic;">w biznesie trzeba byc twardym</span> jest niczym innym, jak proba usprawiedliwienia odrzucenia tego naskorka. Ze lubimy chodzic na skroty, trudno sie dziwic, ale jestesmy przy tym na tyle przebiegli, ze potrafimy to tak uzasadnic, zby inni jeszcze nas za to podziwiali.<br />Ja osobiscie, mimo wszystko, nie potrafie.<br /><br />To, oczywiscie, tylko przyklad. Czy to biznes, odbijanie Ziemi Swietej, racja stanu, czy inny Lebensraum, historia usiana jest najrozniejszymi ideami, haslami, przekonaniami, ktore bez wyjatku sprowadzaja sie do tego samego - lubimy usprawiedliwiac nasze postepowanie w sposob, ktory (pozornie) zdejmowalby z nas odpowiedzialnosc za uczynki nasze.<br />Owszem, moze i jestem bezlitosna kreatura, ktora w zamian za odrobine wladzy, czy korzysci materialnej gotowa bylaby ukatrupic wlasna rodzine, ale to w koncu nie moja wina, bo przeciez w biznesie trzeba byc twardym.<br /><br />Z czego wynika mi taki oto wniosek: przez tysiace lat ludzkosc doskonalila sie kulturalnie tylko po to, aby moc wynajdywac coraz bardziej wiarygodne wymowki, by te kulture zanegowac.<br /><br /><span style="font-style: italic;">Well done</span>. Strach isc w gosci.Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-22165699871684302792007-05-15T08:57:00.000+00:002007-05-20T23:28:42.531+00:00have i got news for you?To juz <span style="font-style: italic;">by far</span> zaczyna przypominac sytuacje z dowcipu o Leninie.<br /><br />Chociaz nie, wroc. To juz znacznie <span style="font-style: italic;">przerasta</span> sytuacje z dowcipu o Leninie. Ze Lenina zastapila czteroletnia dziewczynka, to male piwo. Problem w tym, ze naprawde strach otworzyc lodowke w czasach, kiedy fotografie zaginionych pojawiaja sie na kartonikach z mlekiem.<br />Ja kupuje w plastikowych butelkach, jestem bezpieczny. Chwilowo. Im dalej od lodowki, tym gorzej.<br /><br />Chodzi mi, oczywiscie, o zaginiecie Madeleine McCann, ktorym w chwili obecnej emocjonuje sie cala Wielka Brytania. Chocby nie chciala, bo wyboru nie ma. Madeleine jest wszedzie. Do obrzygu.<br /><br />Zaczelo sie, jak to zwykle w takich przyadkach bywa, od jakiegos pojedynczego doniesienia prasowego, aczkolwiek nie calkiem zignorowanego, bo w brytyjskich mediach bez trupa nie ma newsa, wiec kiedy w Portugalii zaginelo dziecko brytyjskich rodzicow, dzielni dziennikarze (czy to mediow prywatnych, czy nobliwej BBC pospolu) zweszyli juche natychmiast. Bez wzgledu jednak na to, co dziennikarskie hieny probowaly tu i owdzie sugerowac od samego poczatku, w ciagu pierwszych kilku, kilkunastu godzin zawsze jednak byla szansa, ze mala gdzies by sie odnalazla. Pomijam juz kwestie rodzicow, ktorzy w obcym kraju zostawiaja wieczorem bez opieki czteroletnia dziewczynke. Cokolwiek czuja w tej chwili, zasluzyli sobie na to w swej glupocie bez cienia watpliwosci. Nie zasluzylo sobie z cala pewnoscia dziecko, choc to ono placi w tej chwili najwyzsza cene. Tak, czy inaczej, sprawe rodzicow zostawiam na boku, jako ze chcialbym sie skupic bardziej na zupelnie innym aspekcie ludzkiej glupoty, naiwnosci i zbydlecenia obyczajow.<br />Wrocmy wiec do dziennikarzy.<br /><br />Od ponad tygodnia sprawa ma juz wymiar ogolnonarodowy. Osiagamy powoli poziom, gdzie za nieokazanie publicznie wspolczucia rodzinie Madeleine za chwile beda ustawiac pod sciana i rozstrzeliwac. To juz nie tylko kwestia medialna, ale przede wszystkim spoleczna i za najmniejsza oznake sceptycyzmu, krytycyzmu, czy (najgorszy grzech posrod niech wszystkiech) zdrowego rozsadku czlowiek ryzykuje spoleczna i towarzyska ekskomunike. Juz chyba lepiej dac sie rozstrzelac. Krytykowac wolno tylko i wylacznie portugalska policje, a najbardziej za to, ze niechetnie dzieli sie z dziennikarzami najdrobniejszymi szczegolami sledztwa. Na skromny fakt, iz na tym wlasnie powinna polegac praca przyzwoicie zorganizowanej policji, lepiej glosno nie zwracac uwagi. Ekskomunika i wyrywanie jezyka. Policja nic nie mowi, znaczy, nic nie robi. Przeciez to oczywiste.<br />Oczywiscie.<br /><br />Tymczasem tu u nas, w kraju, ludzie podejmuja sie, jakze szlachetnych i pozytecznych inicjatyw. Pare dni temu idiotyczne tlumy ludzi wylegly na ulice miast i wsi ze zdjeciami malej Madeleine, swieczkami, zoltymi bransoletkami solidarnosci i calym tym obowiazkowym w podobnych przypadkach festynem. Zdjecia dziewczynki wydrukowal dla ludu The Sun, ktorego logo zajmowalo u gory plakatu jedna czwarta powierzchni rozkladowki. Noz, kurwa mac.<br /><br />Ba, nie koniec na tym. Kilka milionow funtow zostalo juz zebranych w celu odnalezienia dziewczynki. Piknie. Jakze szlachetnie. Tylko niech mi ktos wyjasni, co sie z tymi pieniedzmi teraz stanie? Kto je bedzie wydawal? W jaki sposob? A jesli dziewczynka sie znajdzie, co sie wtedy stanie z reszta?<br /><br />Oczywiscie, w zaistnialej sytuacji, stawianie podobnych pytan jest z cala pewnoscia oznaka braku jakichkolwiek ludzkich uczuc, taktu, a pewnie i generalnie duszy i serca. No trudno, nie poradze. A przeciez nie wspomnialem jeszcze o glupawych telewizyjnych apelach (dzielny, ach dzielny i szlachetny Ronaldo!), czy potrzebie epatowania mnie zdjeciem dziewczynki, ktora zaginela poltora tysiaca kilometrow i trzy panstwa stad. Moglbym napisac o tym, jak dzielne brytyjskie media w kilka dni po zaginieciu zaczely (wbrew jakimkolwiek poszlakom, czy sugestiom, o dowodach nawet nie marzac) snuc domysly o watkach pedofilskich w calej tej sprawie, ale sie powstrzymam, bo rzygac mi sie chce na sama mysl. Moglbym sie tez zastanowic nad sensem calej tej medialnej nagonki, ale to tez nie prowadzi do optymistycznych wnioskow. Jesli mamy do czynienia z porwaniem, pierwszy lepszy amator w obliczu medialnej oblawy, ktora rozlewa sie juz na cwierc zachodniej Europy pewnie by spanikowal i, zwyczajnie, pozbyl sie klopotu. Co oznacza, ze Madeleine swoich rodzicow juz raczej nie zobaczy. A jesli to profesjonalisci, to i tak maja w dupie wszystkie policje swiata.<br /><br />Tymczasem my, szary, bezmyslny tlum miziamy swoje obrosniete wygodnym tluszczykiem sumienia kupujac kolejne wydania The Sun z bezsensownym plakatem w srodku, kupujemy zolte bransoletki (przez chwile sie nawet nie zastanawiajac komu tak naprawde za nie placimy) i spektakularnie wspolczujemy biednym rodzicom zapominajac, ze to oni sa calej tej tragedii winni najbardziej. A w miedzyczasie rosna zastepy tych, ktorzy przy tej okazji z checia beda nas dymac na grube miliony funtow, o ktorych za pare tygodni sluch zaginie.<br />Niech zgadne, nastepny bedzie singiel z przejmujacym songiem...Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-31043658.post-75161904584296088632007-04-18T19:04:00.000+00:002007-05-04T23:00:44.855+00:00me and my fucking gun32<br /><br />W jedno przedpoludnie. Juz naprawde wszystko jedno, dlaczego. Zeby zaczac strzelac do ludzi, trzeba byc wariatem i tak, jakikolwiek powod jest tak naprawde jedynie pretekstem. Czlowiek, ktory decyduje sie siegnac po bron jako odpowiedz na jego wlasne problemy emocjonalne, najzwyczajniej w swiecie jest swirem. I tez mniejsza o mechanizmy ich produkujace. Mozna zwalac na styl zycia, pornografie, gry komputerowe, picie cocacoli, promienie kosmiczne, Zydow i masonow... co tylko stryjenka zyczy. <span style="font-style: italic;">That's not the point.<span style="font-style: italic;"> </span></span>W znacznie wiekszym stopniu chodzi o fakty i o to, co z nich wynika.<br />Fakt: w 1/3 amerykanskich domow trzyma sie bron.<br />Fakt: ilosc posiadanej przez Amerykanow broni szacuje sie na 70 do 200 milionow.<br />Fakt: za swojego glocka plus naboje Cho Seung Hui zaplacil ponad 500 dolarow.<br />Jeszcze do tego wrocimy.<br /><br />W naszym malym swiecie ciasnych, staroswieckich wartosci, chcielibysmy aby podobne masakry natychmiast rzucaly cien na amerykanska kulture idiotow strzelajacych do wszystkiego, co wdepnie na ich trawnik przed domem. Bo uwazamy, ze jest na tym swiecie jakas logika, ze ludzie obdarzeni sa zdrowym rozsadkiem, ze pewne wartosci tak moralne, jak intelektualne sa ogolnoprzyjete i uniwersalne.<br /><br />Co, oczywiscie, jedynie swiadczy o naszej wlasnej glupocie.<br /><br />Osobiscie, kazdego kretyna, ktory twierdzi, ze <span style="font-style: italic;">guns don't kill people</span> najchetniej oddalbym pod opieke kolejnemu niezrownowazonemu psychicznie dzieciakowi z glockiem w lapie, ale swiat juz od paru dziesiecioleci uparcie odmawia rzadzenia sie w sposob, jaki mnie samemu bylby najblizszy i czas juz chyba zaczac sie z tym powoli godzic. Takoz pomimo naszego najswietszego i jakze slusznego oburzenia, w USA jakos fali krytyki i odwrotu od tradycyjnych wartosci samozbrojenia sie nie widac. Jako i nie nalezy sie spodziewac w przyszlosci tak blizszej, jak i dalszej. Ot, mentalnosc taka, a i amerykanska krotkowzrocznosc wartosci tez nie jest tu bez winy. Wprawdzie Bog, Prezydent i Ameryka wszedzie i zawsze na pierwszym miejscu, ale bardziej w sferze deklaracji, niz praktyki. Kiedy zas chodzi o sprawy przyziemne przecietny Amerykanin wierzy wylacznie w swietosc wlasnego trawnika i konstytucyjna nienaruszalnosc psiego gowna na nim. To ekstremalne poczucie prawa nienaruszalnosci wlasnosci prywatnej wydaje sie byc niepokojaco prymitywne i odwolujace sie do ludzkich instynktow obecnych w naszych klach i pazurach jeszcze na dlugo zanim zaczelismy formowac jakiekolwiek spoleczenstwa, ale uswiadomienie sobie tego faktu tez niewiele zmienia, wiec to na chwile obecna zostawmy.<br />Przecietny mieszkaniec stanow srodkowych i poludniowych wychodzac z zalozenia, ze za kazde nastawanie na czesc jego pickupa ma prawo wziac i po prostu zajebac, zapewne nie zadaje sobie po nocach pytania kto, czy naprawde, a jesli tak to na jakich zasadach tego prawa mu udzielil. Co tez jest zrozumiale, bo jak swiat swiatem najprymitywniejsze instynkty zazwyczaj zadowalaja sie bez zbednych pytan usprawiedliwieniami tyle watlymi, co dyskusyjnymi. Zasada tak elementarna, ze az wstyd sie na nia powolywac.<br />Stajemy wiec wobec zupelnie innego, i dla nas, Europejczykow, raczej niezrozumialego, przenicowanego systemu wartosci. Nawet brytyjskie <span style="font-style: italic;">moj dom moja twierdza</span> odnosi sie znacznie bardziej do sfery mentalnej, spolecznej, czy towarzyskiej, niz stricte materialnej. Wielka Brytania jest zreszta krajem, w ktorym istnieja jedne z najostrzejszych w Europie przepisow dotyczacych posiadania broni palnej i w ktorym policjanci w dalszym ciagu chodza uzbrojeni wlacznie w palki i kajdanki. Mozna by niemalze powiedziec, ze my, tu, w Starym Swiecie tez jestesmy przywiazani do wszystkiego, co nasze, ale gdzies w tym wszystkim jest jeszcze do tego jakis dystans i (w naszym rozumieniu) zdrowy rozsadek. Ameryka, z palcem na spuscie, wydaje sie byc w takim swietle znacznie bardziej doslowna i o wiele mniej zabawna. Niemniej, kiedy sie czlowiek chwile nad tym zastanowi, amerykanski brak woli do jakiejkolwiek debaty nad iloscia posiadanej w prywatnych rekach broni palnej przestaje dziwic. A przy tym aspekt kulturowy to jedynie czubek gory lodowej.<br />Wrocmy do naszych faktow...<br /><br />Niech to nawet nie bedzie 200 milionow. Niech to sobie bedzie sto. I ta jedna trzecia narodu, ktora nie tylko <span style="font-weight: bold;">posiada </span>bron, ale ktora przede wszystkim <span style="font-weight: bold;">wydaje </span>na bron. Czy tylko mi sie robi slabo na mysl ile musi byc wart rynek obrotu bronia w USA? Pomijam juz handel miedzynarodowy hurtowy, cale to dozbrajanie najrozmaitszych bojownikow w odleglych zakatkach swiata, podczas gdy druga partia karabinow zostaje sprzedana rownolegle rzadowej armii, ktora tychze bojownikow ku ogolnej szczesliwosci probuje przegonic z dzungli. Nie, chodzi mi wylacznie o te bron, ktora ufny w swe konstytucyjne prawo do odstrzalu przechodniow przecietny Amerykanin kupuje w swoim lokalnym sklepie na rogu, by (konstytucyjnie) moc sie bronic przed innym przecietnym Amerykaninem, ktory rownie swiadom swych konstytucyjnych praw jest gotow bronic swego trawnika, swego pickupa i gowna psiego przed przecietnym Amerykaninem, ktory...<br />Paranoja? Glupota? Idiotyzm?<br />Ba. Ale to zawsze 500 USD od sztuki, z czego (jak to w przypadku handlu bronia bywa) duzy kasek trafia do rzadowego skarbczyka.<br />Tez bym lobbowal i udawal, ze nikt nie strzela.<br />Kulturowo zas, ze jeszcze do tego wroce, problem na linii ocen moralnych polega rowniez i na tym, ze co u nas postrzegane jest ekstremum, tam jest zwyczajnie norma. Cholerny relatywzim po prostu wciska sie tu jak krytyk sztuki na wernisaz z poczestunkiem. I kiedy my gotowi jestesmy drzec na piersi humanistyczna koszuline, ze tam, w tym jankesowie kolejna masakra, a dalej nikt nie dyskutuje o rozbrojeniu narodu, tak i oni moga sie bulwersowac, ze po kazdym kolejnym wypadku zpowodowanym przez nabablowanego jak szpak idiote za kierownica my nie zastanawiamy sie nad wycofaniem wodki ze sklepow.<br />Ze niedorzeczne porownanie?<br />Ba, zeby...<br /><br />Z calego tego powyzszego bredzenia wychodzi mi mniej wiecej taki obraz:<br />Raz, ze nasze oceny moralne oraz definicja zdrowego rozsadku zupelnie nie przystaja juz do amerykanskich, choc nasze kultury dzieli zaledwie dwiescie, trzysta lat.<br />Dwa, ze my na podobnych przykladach, zaczynamy prowadzic dyskusje, stawiac powazne pytania, wyciagac oskarzycielkie palce zupelnie na prozno, bo glownych zainteresowanych to i tak gowno obchodzi. Wiekszosc z nich prawdopodobnie nie zdaje sobie nawet sprawy z istnienia naszego kontynentu, a co dopiero mowic o przejmowaniu sie naszymi opiniami.<br />Trzy, kultury broni w Ameryce nie zatrzyma, a juz tym bardziej nie zawroci nic. Za mocno wrosla w mentalna tkanke narodu (a na dobra sprawe byla tam obecna jeszcze zanim sie ten narod tak naprawde narodzil), a i nikt nie ma w tym interesu, aby ludzie zaczeli do siebie strzelac mniej.<br />Cztery, trzymac sie z daleka od USA.<br /><br />Tak czy inaczej, za jakis czas jakis kolejny debil znowu zechce <span style="font-style: italic;">im</span> pokazac i znow dojdzie do masakry. Kto chce, niech lamentuje, lamie rece i sie burzy. Ja sie chyba bede cieszyl.<br />Ze to nie na moim trawniku.Colemanhttp://www.blogger.com/profile/04617535014556353054noreply@blogger.com2