środa, grudnia 09, 2009

games without frontiers, wars without tears


Ooooch... nic tak czlowiekowi nie poprawia humoru jak poranna dawka bezdennej glupoty podlana szczypiacym w jezyk sosem niebotycznej hipokryzji. W dodatku atakujaca z najmniej oczekiwanej strony. Zaraz, zaraz... nieoczekiwanej? Czy aby na pewno?


O tym, ze Szwajcarzy to szuje, wiadomo nie od dzis. Ich oslawiona neutralnosc w miedzynarodowych konfliktach nie wynika przeciez z pobudek humanitarnych, ale z niczym nieksrepowanej checi zysku. Po co angazowac sie w kosztowne rozrpierduchy, skoro w tym samym czasie mozna ciagnac zyski ze wspolpracy z obiema stronami danego konfliktu. Dodajmy do tego paranoidalna wrecz ksenofobie i oto mamy narod, przy ktorym Heider i Le Pen to ambasadorowie UNESCO, a stary Shylock zawstydzilby filantropia Matke Terese.

Ale dosc o stereotypach, przejdzmy do konkretow. Zaczne od tego, ze ktokolwiek wierzy swiecie i jest przekonany, iz glupota ludzka ma jednak jakies granice, proszony jest o opuszczenie pokoju. W zderzeniu z mala notka prasowa, na jaka natrafilem dzis calkiem przypadkiem, swiatopoglady moga wylozyc sie jak dlugie i juz tak pozostac na wieki wiekow, psia ich mac. Oto fragmenty:

Two Swiss human rights organisations have been monitoring computer war games to see if they flout international humanitarian law. Games including Modern Warfare: Call of Duty and Conflict Desert Storm were played by staff from Trial Storm and Pro Juventute while human rights lawyers watched, assessing whether actions by players constituted war crimes or other human rights violations [...] The HROs listed the wanton destruction of homes and religious sites, torture, the killing of civilians and execution as examples. They even looked at how soldiers surrending and citizens caught up in the conflict were treated and whether the level of destruction was proportionate.

W dalszym ciagu czytam (i przepisuje) i zwyczajnie nie wierze wlasnym oczom. Prawdziwe, pelnotluste organizacje praw czlowieka monitoruja jak traktowane sa boty w grach komputerowych. O tempora, o curva! Jednak gdyby potraktowac te erupcje debilizmu powaznie, trzeba by sie zastanowic, co dalej. Dajmy na to, mlody, wrazliwy szwajcarski humanista pogrywa nocami (ale po cichutku i bez wychodzenia do lazienki) w CoD korzystajac z Xbox Live. Podczas szturmu hipotetycznej arabskiej wioski widzi kolege z grupy strzelajacego do cywilnego bota. Co robic? Jak zaklasyfikujemy taki czyn? Jako zabojstwo (nalezy natychmiast zawiadomic policje), czy zbrodnie wojenna (Miedzynarodowy Trybunal Karny w Hadze, o ile sie nie myle). Nastepnie, w przypadku stwierdzenia zaistnienia zbrodni, kto tak naprawde powinien poniesc odpowiedzialnosc karna? Gracz, czy programista, ktory wbudowal w silnik gry mozliwosc usmiercania NPC-ow? Co uznamy za miejsce zbrodni? Pokoj, w ktorym siedzi zbrodniczy nastolatek, miejsce, w ktorym znajduje sie serwer, autentyczna arabska wioske, ktora mogla posluzyc za wzor tworcom gry? Opary paranoi gestnieja z kazdym najdrobniejszym kroczkiem i to do tego stopnia, ze rownie dobrze mozemy juz zaczac plywac. I mylilby sie ten, kto powie, ze przesadzam i dramatyzuje. Po pierwsze, jeszcze wczoraj podobna historia wydalaby mi sie szyta nicmi grubszymi, niz rogalinskie deby, a dzis jest juz rzeczywistoscia. A po drugie, przypominam, ze oni to tak zupelnie na powaznie, ci Szwajcarzy. Na oczekiwanie jakichkolwiek oznak zdrowego rozsadku jest juz stanowczo za pozno. Skoro stac ich bylo na taki koncept, stac ich na wszystko.

I, zeby juz tylko dodac odrobine kontekstu w tle, chcialbym przypomniec, ze mowimy o kraju, ktory wiekszoscia 57.5% glosow przeglosowal w referendum zakaz budowy minaretow. Bo tak.

piątek, stycznia 23, 2009

jailhouse blues

Coz moze byc smieszniejszego, niz tyran z opadajacymi spodniami, blyskajacy tu i owdzie tlustawymi, bialymi posladami? Coz smieszniejszego, niz srogi brutal, ktory nagle staje bezradny wobec niepozornego, napalonego kundelka palajacego nieokielznana chucia do nogawek spodni? Coz smieszniejszego... Smieszniejszego? Hm, coz grozniejszego, raczej... Bo oto tyran siega po bron i zaczela strzelac dokola na oslep, a brutal wolna noga kope psa lamiac mu wszystkie zebra. 

A Gary McKinnon ma trafic do wiezienia na 70 lat. W wieku lat 42.

Coz takiego zrobil McKinnon, by zasluzyc sobie na de facto dozywocie? Dopuscil sie odrazajacego mordu i deprawacji (w tej wlasnie kolejnosci)? Jako cyniczny szef firmy budowlanej zakosil 500 ton cementu, przez co nowowybudowany budynek szpitala zawalil sie grzebiac pod soba wszystkich pacjentow i personel? Jako sanitariusz karetki pogotowia podawal pacjentom pavulon w cichym porozumieniu z firmami pogrzebowymi? Nie? A moze, w takim razie, przeprowadzil bezlitosny atak terrorystyczny  i jest teraz odpowiedzialny za tysiace niewinnych, cywilnych ofiar?  

Cieplo.

Aczkolwiek szczegoly historii wygladaja odrobinke inaczej. To znaczy, zgadza sie wylacznie to, ze Gary'emu groza oskarzenia wysuniete w oparciu o post 9/11 amerykanskie prawo antyterrorystyczne. Gary nikogo, bowiem, nie zabil, niczego nie wysadzil w powietrze, nie porwal zadnego samolotu ani nie wyprodukowal (ani nawet nie ukrywal w swojej piwnicy) broni masowego razenia Saddama. O nie. Gary ma za to lekkiego fiola na punkcie NOL, jak rowniez pewna rzadka odmiane autyzmu. Pomijajac poprawna politycznie nomenklature jedno z drugim zusammen do kupy czyni z McKinnona niegroznego swira z fiksacja na punkcie Archiwum X. Oczywiscie, nie jest Gary tak calkiem niewinny. W poszukiwaniu 'prawdy' o Obcych ukrywanej przez najrozniejsze rzadowe agencje i instytucje Gary zapedzil sie za daleko i zdolal wlamac sie do systemow NASA i Pentagonu i to niejednokrotnie. Z czego jasno wynika, ze obie instytucje mialy w tym czasie (tuz po 9/11) niewyobrazalnie gowniane systemy zabezpieczen.

Auc! Tyranowi spadly gacie.

A Glupiego Jasia za to po mordzie obili. 
Oczywiscie, Gary nie jest niewinny. Co wiecej, rzad USA twierdzi, ze w wyniku wlamow McKinnona poniosl straty wysokosci 900.000 USD. Toz to (prawie) 1/30 ceny nowego F-15! Powiedziec 'cynizm' to jak nazwac Hitlera safandulowatym despota. Skoro wiec (nieoczekiwanie) nie chodzi o pieniadze, to o co? O ten wstyd i gola dupe? Z jednej strony, ale dziurawe rzadowe sieci to tylko jedna strona medalu. Nie zapominajmy, bowiem, jaka artylerie amerykanski wymiar sprawiedliwosci wytoczyl przeciwko McKinnonowi. O dziwo, nie odwolano sie do zadnych zdroworozsadkowych przepisow o przestepczosci internetowej, niechby i nawet bezpieczenstwie narodowym, ale nie - Gary (jesli ekstradycja z Englandu dojdzie do skutku) sadzony bedzie
w oparciu o specjalne przepisy antyterrorystyczne wprowadzone w zycie po atakach na Nowy Jork. Czyli, de facto, bedzie traktowany na tych samych zasadach, co Usama ibn Ladin (gdyby ten kiedykolwiek przed amerykanskim sadem mial stanac...). Oto w swietle amerykanskiego prawa (...and the land of the free...) autystyczny milosnik UFO zostaje zrownany z (domniemanym) autorem najwiekszego zamachu terrorystycznego XX-go wieku (umownie, o tej jeden rok w te, czy wewte nie ma sensu sie spierac). Archiwum X = Al Kaida.

Pieknie.

Oczywiscie, nie trzeba byc geniuszem. Wspomniana Al Kaida ma sie dobrze, Talibowie w Afganistanie rozkwitaja (niczym te maki), Irakijczycy w dalszym ciagu powsciagliwi w okazywaniu milosci. No jakby na to nie patrzec, w otrabianej od prawie osmiu lat wojnie z terroryzmem sukcesow jak kot nasral. No, chyba ze sie podbije statystyki niegroznym matolkiem. Chyba, ze sie pokaze calemu swiatu, ze w walce z terroryzmem dzielny rzad USA nie ugnie sie przed niczym, nawet skazaniem na dozywocie (a najprawdopodobniej szybkie samobojstwo w wiezieniu) niepelnosprawnego umyslowo czlowieka, ktory z terroryzmem ma tyle wspolnego, co sloik majonezu z glowica nuklearna. Ot, spuscic wpierdol dla pokazu, najlepiej komus bezbronnemu, zeby znow uniknac kompromitacji...
Zjednej strony, wszyscy zdazylismy juz przywyknac do amerykanskiego spojrzenia na prawo miedzynarodowe, na poszanowanie demokracji (innych panstw), na sprawiedliwosc (ktora zawsze musi byc po naszej stronie). Nie to wydaje sie w tej calej historii najsmutniejsze. Co przeraza najbardziej, to stanowisko suwerennego rzadu englanderskiego. Przypomnijmy, Wielka Brytania - niegdys swiatowe imperium i jedno z najpotezniejszych panstw w historii Europy (i swiata), dzis pies lancuchowy amerykanskiej administracji. Nawet gorzej.

Pies przynajmniej by warczal w obronie wlasnej kosci.

Gary na zadna realna ochrone ze strony wlasnego rzadu nie ma co liczyc. Jego wlasny rzad na rzadania ekstradycyjne innego panstwa na dobra sprawe odpowiedzial - prosze bardzo! Nawet
w tak pokreconej konstytucji jak brytyjska musi byc zapis o ochronie interesow wlasnych obywateli. Rzad, ktory spelnia swoja role, ktory wypelnia nalezycie swoja misje, w powyzszej sytuacji powinien dokonac wszystkiego, aby McKinnon byl sadzony w oparciu o kodeks karny ferujacy kary wspolmierne do dokonanego przestepstwa. A gdyby te zadania nie mogly byc zaspokojone, wtedy o zadnej ekstradycji nie powinno byc w ogole mowy.

Co, zeby bylo smieszniej, w ogole mialo nie miec miejsca. Bo, zeby bylo juz zupelnie smiesznie, wesolo i co stryjenka winszuje, zanim (jakby to powiedzial Vonnegut) gowno walnelo
w wentylator, Gary zostal zapewniony przez brytyjska policje, ze absolutnie nie ma problemu, ze nic wielkiego sie nie stalo, i ze w najgorszym wypadku bedzie musial spedzic z pol roku na panstwowym garnuszku odwalajac jakies publiczne robotki. Relax, mate! Ciekawe jak sie dzis czuje ten latwowierny becwal, ktory go o tym zapewnial. Prawdopodobnie zamknal sie w domu, nie odpowiada na telefony i obgryza paznokcie. Bo autentycznie wierzyl w to, co mowil. To dopiero pozniej go wydymali, rowno z McKinnonem, nawet jesli nie az tak bolesnie.


Oczywiscie, to wszystko jeszcze nie jest calkowicie przesadzone. Prawnicy McKinnona maja jeszcze jedna szanse apelacji od wyroku brytyjskiego wymiaru sprawiedliwosci, na mocy ktorego Gary ma zostac wydany Amerykanom no questions asked. Teoretycznie, wciaz jeszcze ma szanse nie sczeznac w amerykanskim loszku. Ale nawet gdyby mu sie upieklo i tak nie zmienia to alarmujacego faktu, ze (jak i u nas za dawnych czasow) wszyscy swietsi od papieza. Zajdel z Proksami klania sie w pas. Co prowadzi nas do kolejnej raczej smutnej konkluzji. Owszem, wszyscy patrzymy z nieslabnaca (jeszcze) nadzieja na zmiany, jakie musi za soba pociagnac wybor Obamy na prezydenta USA, ale nie ma co liczyc na to, ze swiat automatycznie stanie sie natychmiast lepszym miejscem. Przez lata (ba! dziesieciolecia nawet) przyzwyczailismy sie winic Ameryke za nasza wlasna glupote, co z pewnoscia wplywa korzystnie na samopoczucie, ale tylko na to i na nic wiecej. Opamietania jednak nie widac. Za McKinnona pewnie tez najlatwiej bedzie obwinic glupich Amerykanow.