wtorek, września 11, 2007

i'll be missing you

Madaleine update.

Historia dopero teraz zaczyna sie robic fascynujaca. Portugalska policja wysunela oskarzenia pod adresem... rodzicow zaginionej dziewczynki. Angielska opinia publiczna jest, oczywiscie, jednego zdania. Wszyscy wychodza z zalozenia, ze portugalska policja to banda pastuchow koz. Zaczynam kibicowac, ale zeby nie bylo, iz jestem bezduszny wobec czteroletniego dziecka, nie bede sie na razie przyznawal, komu...

piątek, września 07, 2007

kiss your intellect goodbye

Zastanawialiscie sie kiedys, na co komu profesorowie?

Ale zacznijmy od poczatku...

Przygladalem sie niedawno pewnemu okazowi. Typowemu. Wlosy dlugawe, przetluszczone. Okulary wyszmelcowane, niejednokrotnie naprawiane wlasnym sumptem. Spodnie delikatnie ponad kostke. Buty podniszczone, rozdeptane. Marynarka (w jednej przez caly rok od czterdziestu lat) latana na lokciach, kieszenie powypychane, obciazone Bog jeden wie czym. A do tego wszystkiego koszulka naszego miejscowego uniwersytetu. Oczywiscie, to jeszcze zaden niezbity dowod, ale juz przeciez samo natezenie oddzialywania stereotypu powinno o czyms swiadczyc. Zreszta, znam i inne przyklady, ktore, no chocbys sie zesral i zatanczyl, bezczelnie sie wpisuja w paradygmat pozostawiajac nikczemnie niewielki margines interpretacyjny. Mowiac krotko - typowy profesor to ofiara zyciowa.
Przynajmniej jedna dziedzina, w ktorej panuje zgodna rownosc pomiedzy naukami scislymi i humanistycznymi...

Oczywiscie, ktos moglby zaprzeczyc, ze to krzywdzacy stereotyp, ze tu i owdzie pojawiaja sie przyklady dowodzace wrecz przeciwpoloznie. Moze. Moglbym wspomniec wyjatki potwierdzajace regule, ale chyba nie ma potrzeby. Tym bardziej, ze ten stereotyp to dopiero koniec nitki, z ktorego zdalem sobie sprawe dopiero obserwujac te kupke nieszczescia w przykrotkich porcietach i z energiczna zona, ktora wydawala sie byc odpowiedzialna za wszystkie procesy i czynnosci wymagajace kontaktu z rzeczywistoscia z krwi i kosci. Klebek, natomiast, jak to zwykle bywa, lezy znacznie glebiej.

Cofnijmy sie odrobine w czasie.
Kiedy patrzymy na funkcje nauki w przeszlosci, wszystko wydaje sie takie proste i logiczne. Odkrywamy ruch gwiazd - tworzymy kalendarz oraz uczymy sie nawigowac tak, aby dalo sie spuscic manto coraz to nowym dzikusom. Wysylamy czlowieka w kosmos - otrzymujemy teflonowe patelnie. Odkrywamy jak zmusic prad elektryczny do swiecenia - mozemy zaczac doic krowy po zmroku. I tak dalej, i tak dalej... Czyli, mowiac jeszcze prosciej, postep naukowy przekladal sie na postep cywilizacyjny, ktory w ten, czy inny sposob, usprawnial nasze codzienne zycie. Lub - jak w przypadku owych nieszczesnych pracownikow manufaktur wciskajacych saboty w tryby nowych maszyn - je rujnowal. W ktora strone nie spojrzec, przelozenie bylo jednak dosc bezposrednie. Co wydawalo sie calkiem logiczne. Naukowcy, elita ludzkosci, wysilaja swoje mozgi, dokonuja odkryc, odkrycia zostaja wprowadzone w powszechny uzytek za pomoca zastosowan komercyjnych. Az do momentu, w ktorym kolejny cywilizacyjny sabot utknal w trybach prostoliniowego postepu. Do czego zmierzam? Zapewne do tego, ze dzisiejszy poziom i cel badan naukowych juz sie tak prosto na zycie codzienne nie przeklada. Bo niby z jakiej racji mialby? Mamy juz telewizje (ostatnio nawet w HD), internet, telefony komorkowe, superoszczedne diesle i supertanie bilety lotnicze. Odkryto, zapewne, prawie wszystko, co nalezalo odkryc z puli oznaczonej napisem niezbedne. Reszta, to juz w zasadzie tylko ulepszenia. Tymczasem potencjal odkrywczy wraz z rozrostem placowek naukowych i badawczych rosnie. Nasza cywilizacja z uporem maniaka produkuje naukowcow, ktorzy, spolecznie, maja coraz mniejsza przydatnosc. Ba! Zeby tylko...

Mechanizm jest, w gruncie rzeczy, prosty. Obszary badan naukowych coraz bardziej i bardziej oddalaja sie od tak zwanego zycia codziennego, a za nimi, sila rzeczy, musza podazac umysly naukowcow. Przepasc poglebia sie pozostawiajac te biedne istoty coraz bardziej bezbronne wobec dzisiejszego, pedzacego w zgola przeciwnym kierunku swiata. Jezeli z piecdziesieciu kolorowych magazynow na polce w supermarkecie trzydziesci traktuje o zmyslonych historiach z zycia wzietych oraz tak zwanych gwiazdach, czy innych celebrieties, dziesiec to programy telewizyjne (wypelnione po brzegi tymi samymi historiami z zycia i gwiazdami), piec to magazyny dla panow o niczym, byle z golym cycem tu i owdzie, cztery to paszkwilanckie scierwo roznej proweniencji, agdzies tam, na koncu polki chowa sie jeden, chocby i pseudo naukowy, to chyba wyraznie widac, czym sie ludzie interesuja. Operator akceleratora czastek, ktorego pasjonuje uzyskiwanie plazmy w warunkach kontrolowanych z pozostalymi czterdziestoma dziewiecioma klientami supermarketu nie bedzie mial o czym rozmawiac. Tymczasem oni miedzy soba - bez najmniejszego problemu...

Och, oczywiscie, mozecie sie smiac, ze to teoria glupawa i grubymi nicmi szyta, ale nie zapominajcie, ze zyjemy w spoleczenstwie, ktore wychodzi z zalozenia, iz matematyka w szkolach zahacza o lekka przesade. No bo na co to komu potrzebne w zyciu... A finalnie, wszystko sprowadza sie do owego smutnego, zagubionego czlowieczka w przykrotkich porcietach i polatanej marynarce. Wyprodukowala go cywilizacja, ktora z przyzwyczajenia i rozpedu szczyci sie swymi naukowcami, ale coraz rzadziej jest w stanie znalezc dla nich jakiekolwiek praktyczne zastosowanie. Dajemy im wiec, my - coraz bardziej przyziemna ludzkosc, zajecie w ich abstrakcyjnych laboratoriach, w ktorych moga swe wysokowyspecjalizowane mozgi zaprzac do jakiejkolwiek roboty. Roboty, o ktorej my nie tylko nie mamy pojecia, ale w ktorej dobrodziejstwa dla ludzkosci juz dawno przestalismy wierzyc. Jestesmy cywilizowani, wiec dajemy im jesc, pic i kat do spania, ale rozmawiac juz nie mamy o czym. Utrzymujemy ich, bo tak prawde powiedziawszy, nie mamy kompletnie zadnego pomyslu, co z nimi zrobic...
Ciekawe, czy jeszcze kiedys nam sie przydadza.