środa, kwietnia 18, 2007

me and my fucking gun

32

W jedno przedpoludnie. Juz naprawde wszystko jedno, dlaczego. Zeby zaczac strzelac do ludzi, trzeba byc wariatem i tak, jakikolwiek powod jest tak naprawde jedynie pretekstem. Czlowiek, ktory decyduje sie siegnac po bron jako odpowiedz na jego wlasne problemy emocjonalne, najzwyczajniej w swiecie jest swirem. I tez mniejsza o mechanizmy ich produkujace. Mozna zwalac na styl zycia, pornografie, gry komputerowe, picie cocacoli, promienie kosmiczne, Zydow i masonow... co tylko stryjenka zyczy. That's not the point. W znacznie wiekszym stopniu chodzi o fakty i o to, co z nich wynika.
Fakt: w 1/3 amerykanskich domow trzyma sie bron.
Fakt: ilosc posiadanej przez Amerykanow broni szacuje sie na 70 do 200 milionow.
Fakt: za swojego glocka plus naboje Cho Seung Hui zaplacil ponad 500 dolarow.
Jeszcze do tego wrocimy.

W naszym malym swiecie ciasnych, staroswieckich wartosci, chcielibysmy aby podobne masakry natychmiast rzucaly cien na amerykanska kulture idiotow strzelajacych do wszystkiego, co wdepnie na ich trawnik przed domem. Bo uwazamy, ze jest na tym swiecie jakas logika, ze ludzie obdarzeni sa zdrowym rozsadkiem, ze pewne wartosci tak moralne, jak intelektualne sa ogolnoprzyjete i uniwersalne.

Co, oczywiscie, jedynie swiadczy o naszej wlasnej glupocie.

Osobiscie, kazdego kretyna, ktory twierdzi, ze guns don't kill people najchetniej oddalbym pod opieke kolejnemu niezrownowazonemu psychicznie dzieciakowi z glockiem w lapie, ale swiat juz od paru dziesiecioleci uparcie odmawia rzadzenia sie w sposob, jaki mnie samemu bylby najblizszy i czas juz chyba zaczac sie z tym powoli godzic. Takoz pomimo naszego najswietszego i jakze slusznego oburzenia, w USA jakos fali krytyki i odwrotu od tradycyjnych wartosci samozbrojenia sie nie widac. Jako i nie nalezy sie spodziewac w przyszlosci tak blizszej, jak i dalszej. Ot, mentalnosc taka, a i amerykanska krotkowzrocznosc wartosci tez nie jest tu bez winy. Wprawdzie Bog, Prezydent i Ameryka wszedzie i zawsze na pierwszym miejscu, ale bardziej w sferze deklaracji, niz praktyki. Kiedy zas chodzi o sprawy przyziemne przecietny Amerykanin wierzy wylacznie w swietosc wlasnego trawnika i konstytucyjna nienaruszalnosc psiego gowna na nim. To ekstremalne poczucie prawa nienaruszalnosci wlasnosci prywatnej wydaje sie byc niepokojaco prymitywne i odwolujace sie do ludzkich instynktow obecnych w naszych klach i pazurach jeszcze na dlugo zanim zaczelismy formowac jakiekolwiek spoleczenstwa, ale uswiadomienie sobie tego faktu tez niewiele zmienia, wiec to na chwile obecna zostawmy.
Przecietny mieszkaniec stanow srodkowych i poludniowych wychodzac z zalozenia, ze za kazde nastawanie na czesc jego pickupa ma prawo wziac i po prostu zajebac, zapewne nie zadaje sobie po nocach pytania kto, czy naprawde, a jesli tak to na jakich zasadach tego prawa mu udzielil. Co tez jest zrozumiale, bo jak swiat swiatem najprymitywniejsze instynkty zazwyczaj zadowalaja sie bez zbednych pytan usprawiedliwieniami tyle watlymi, co dyskusyjnymi. Zasada tak elementarna, ze az wstyd sie na nia powolywac.
Stajemy wiec wobec zupelnie innego, i dla nas, Europejczykow, raczej niezrozumialego, przenicowanego systemu wartosci. Nawet brytyjskie moj dom moja twierdza odnosi sie znacznie bardziej do sfery mentalnej, spolecznej, czy towarzyskiej, niz stricte materialnej. Wielka Brytania jest zreszta krajem, w ktorym istnieja jedne z najostrzejszych w Europie przepisow dotyczacych posiadania broni palnej i w ktorym policjanci w dalszym ciagu chodza uzbrojeni wlacznie w palki i kajdanki. Mozna by niemalze powiedziec, ze my, tu, w Starym Swiecie tez jestesmy przywiazani do wszystkiego, co nasze, ale gdzies w tym wszystkim jest jeszcze do tego jakis dystans i (w naszym rozumieniu) zdrowy rozsadek. Ameryka, z palcem na spuscie, wydaje sie byc w takim swietle znacznie bardziej doslowna i o wiele mniej zabawna. Niemniej, kiedy sie czlowiek chwile nad tym zastanowi, amerykanski brak woli do jakiejkolwiek debaty nad iloscia posiadanej w prywatnych rekach broni palnej przestaje dziwic. A przy tym aspekt kulturowy to jedynie czubek gory lodowej.
Wrocmy do naszych faktow...

Niech to nawet nie bedzie 200 milionow. Niech to sobie bedzie sto. I ta jedna trzecia narodu, ktora nie tylko posiada bron, ale ktora przede wszystkim wydaje na bron. Czy tylko mi sie robi slabo na mysl ile musi byc wart rynek obrotu bronia w USA? Pomijam juz handel miedzynarodowy hurtowy, cale to dozbrajanie najrozmaitszych bojownikow w odleglych zakatkach swiata, podczas gdy druga partia karabinow zostaje sprzedana rownolegle rzadowej armii, ktora tychze bojownikow ku ogolnej szczesliwosci probuje przegonic z dzungli. Nie, chodzi mi wylacznie o te bron, ktora ufny w swe konstytucyjne prawo do odstrzalu przechodniow przecietny Amerykanin kupuje w swoim lokalnym sklepie na rogu, by (konstytucyjnie) moc sie bronic przed innym przecietnym Amerykaninem, ktory rownie swiadom swych konstytucyjnych praw jest gotow bronic swego trawnika, swego pickupa i gowna psiego przed przecietnym Amerykaninem, ktory...
Paranoja? Glupota? Idiotyzm?
Ba. Ale to zawsze 500 USD od sztuki, z czego (jak to w przypadku handlu bronia bywa) duzy kasek trafia do rzadowego skarbczyka.
Tez bym lobbowal i udawal, ze nikt nie strzela.
Kulturowo zas, ze jeszcze do tego wroce, problem na linii ocen moralnych polega rowniez i na tym, ze co u nas postrzegane jest ekstremum, tam jest zwyczajnie norma. Cholerny relatywzim po prostu wciska sie tu jak krytyk sztuki na wernisaz z poczestunkiem. I kiedy my gotowi jestesmy drzec na piersi humanistyczna koszuline, ze tam, w tym jankesowie kolejna masakra, a dalej nikt nie dyskutuje o rozbrojeniu narodu, tak i oni moga sie bulwersowac, ze po kazdym kolejnym wypadku zpowodowanym przez nabablowanego jak szpak idiote za kierownica my nie zastanawiamy sie nad wycofaniem wodki ze sklepow.
Ze niedorzeczne porownanie?
Ba, zeby...

Z calego tego powyzszego bredzenia wychodzi mi mniej wiecej taki obraz:
Raz, ze nasze oceny moralne oraz definicja zdrowego rozsadku zupelnie nie przystaja juz do amerykanskich, choc nasze kultury dzieli zaledwie dwiescie, trzysta lat.
Dwa, ze my na podobnych przykladach, zaczynamy prowadzic dyskusje, stawiac powazne pytania, wyciagac oskarzycielkie palce zupelnie na prozno, bo glownych zainteresowanych to i tak gowno obchodzi. Wiekszosc z nich prawdopodobnie nie zdaje sobie nawet sprawy z istnienia naszego kontynentu, a co dopiero mowic o przejmowaniu sie naszymi opiniami.
Trzy, kultury broni w Ameryce nie zatrzyma, a juz tym bardziej nie zawroci nic. Za mocno wrosla w mentalna tkanke narodu (a na dobra sprawe byla tam obecna jeszcze zanim sie ten narod tak naprawde narodzil), a i nikt nie ma w tym interesu, aby ludzie zaczeli do siebie strzelac mniej.
Cztery, trzymac sie z daleka od USA.

Tak czy inaczej, za jakis czas jakis kolejny debil znowu zechce im pokazac i znow dojdzie do masakry. Kto chce, niech lamentuje, lamie rece i sie burzy. Ja sie chyba bede cieszyl.
Ze to nie na moim trawniku.