niedziela, maja 20, 2007

natural born killers

Scena numero uno: stoje w kolejce w sklepie, przede mna pan w wieku eufemistycznie nazywanym srednim, laduje w reklamowki tony badziewia. Kiedy dochodzi do placenia, niemalze lapie sie za glowe i zwierza kasjerce - Mam gosci z wizyta na pare dni. Ilez mnie to wszystko kosztuje!

Biedactwo.

Scena numero due: talk show. Popularny prezenter telewizyjny Jonathan Ross, jako gosc obrzydliwie bogaty i niemal rownie popularny multimilioner sir Alan Sugar. Juz tam mniejsza z tytulem, stac go, jako tez mniejsza o branze, bo pan Zucher dziala w wielu. W tym od kilku sezonow rowniez w telewizji, gdzie jest glowna gwiazda reality show The Apprentice. Zasada jest prosta, kilkunastu uczestnikow na poczatku, co tydzien nowe zadanie do wykonania, ktos tam zawsze podpadnie i musi z placzem wrocic do domu, a na koniec zwyciezca dostaje w nagrode posade asystenta sir Alana. Proste, nieskomplikowane, niewymyslne. Ale oglada sie ciekawie, zwlaszcza im blizej finalu, kiedy to, jak powiedziala jedna z uczestniczek wszystkie rybki zostaly odlowione, zostaly tylko piranie. Na tym przykladzie widac zreszta, jakie to niesamowicie wredne bestie sa te piranie. Nie dosc, ze bezwzgledne, to jeszcze kanibale. W tej edycji szczegolnie rzuca sie w oczy zwlaszcza jedna. Oczywiscie, baba inteligentna, aczkolwiek raczej nie az tak, jak sama sadzi. Nie w tym rzecz. Chodzi o mentalnosc. Ujmujac to krotko i wezlowato moznaby powiedziec iz jest to osoba, ktorej czlowiek kulturalny w zyciu reki by nie podal. Manipulatorka, hipokrytka, chodzacy klebek bezwzglednych ambicji o moralnosci ameby. A do tego brzydka.
Wrocmy do talk showa. Otoz w pewnej chwili sir Alan zostaje zapytany o nia wprost, na co odpowiadac zaczyna nieco metnie. Silnie zmotywowana, mowi, zdecydowana, mruczy pod nosem, w biznesie trzeba byc twardym, konkluduje.
Oczywiscie, sir Alan nie jest pierwszym lepszym kretynem i ma doskonale pojecie o tym, z jakim typem czlowieka ma do czynienia. Ale nie pada z jego strony ani jedna krytyczna, negatywna uwaga.
Prawde powiedziawszy, caly The Apprentice jest troche jak Fakty i akty Barry'ego Levinsona. Wszyscy wiemy, jak to dziala, ale po raz pierwszy ktos nam to wszystko mowi prosto w twarz. W dodatku z ekranu. Sir Alan sie nie opierdala, o kulisach robienia milionow mowi bez ogrodek nazywajac fakty po imieniu, a konsumentow (de facto) bezmozga sila nabywcza. Kazdy z uczestnikow za przejawianie jakichkolwiek ludzkich uczuc, czy rozterek moralnych jest brutalnie karcony (Nie mozesz sie zastanawiac nad tym, ze jak cos kupiles tanio, to nie wypada tego odsprzedac za dziesiec razy wieksza cene! A ty myslisz, ze na czym firmy farmaceutyczne robia swoje fortuny? Wlasnie na tym, ze produkuja pigulki za pietnascie pensow sztuka, a sprzedaja w aptekach po dwadziescia funtow! To jest biznes!).
Bo, jak juz wiemy, w biznesie trzeba byc twardym.

Slysze to od dziecka. Slysze to od czasow, w ktorych o biznesie malo kto mial tak naprawde pojecie, boprzyszli biznesmeni wciaz jeszcze byli badylarzami, cinkciarzami, koniami i cala masa innych prywaciarzy. Ale o tym, ze w biznesie trzeba byc twardym mowilo sie juz wtedy. Mowili i ci, ktorzy mysleli, ze wiedza, co to znaczy, choc spedzili cale zycie na panstwowym etacie. To byla po prostu jedna z tych fraz, ktore powtarzalo sie, niczym mrugniecie okiem w gronie wtajemniczonych.
My ass!
A potem biznes przyszedl i zweryfikowal. I okazalo sie ile z tej miernoty, ktora chelpila sie wiedza, iz w biznesie trzeba byc twardym, w rzeczywistosci dupy miala stanowczo zbyt miekkie.

Bo w biznesie naprawde trzeba byc twardym. Biznes stoi ponad wszystkim. Biznes stoi ponad kultura, biznes kultura handluje. Biznes stoi ponad uczuciami i emocjami, biznes patrzy, jak mozna zarobic i na nich. Biznes gotow jest sprzedac wlasna matke, jesli tylko bedzie miala jakas rynkowa wartosc. Biznes nie stoi ponad polityka, biznes stoi bliziutko za jej plecami i dyktuje. Niestety, juz nawet nie szeptem. Biznes stoi ponad geografia, bo wszystko oplaci sie gdzies. Biznes stoi ponad zasadami spolecznymi, bo biznes stoi ponad wszystkim co naklada jakiekolwiek ograniczenia. Kiedy biznes wchodzi w gre, nic nie moze stac na przeszkodzie. Kiedy biznes wchodzi w gre, biznes jest najwazniejszy, biznes jest jedyna wartoscia i jedynym celem. Biznes jest idea. I jak wiele mu podobnych idei w historii ludzkosci biznes pokazuje nam bezlitosnie nasze wlasne oblicze. Pokazuje, iz w gruncie rzeczy jestesmy najpodlejszym, najprymitywniejszym i najbardziej godnym pogardy gatunkiem zamieszkujacym te planete.

Przypomnijmy sobie nieszczesnika, ktory mial w domu gosci...

Czlowiek jako gatunek wyodrebnil sie, no powiedzmy, dla uproszczenia i bez zaglebiania sie w szczegolowe teorie ewolucyjne, okolo miliona lat temu. Od tamtej pory ewoluujemy, rozwijamy sie nie tylko fizycznie, jako organizm biologiczny, ale przede wszystkim kulturowo, cywilizacyjnie i spolecznie. Ba! prawdopodobnie od afrykanskiej Lucy genetycznie roznimy sie jakims promilem, czy dwoma. Ale porownujac cywilizacyjnie... Hm, na pierwszy rzut oka sie nie da. pozornie za daleko. Pozornie.
Oba przyklady, ow mezczyzna w sklepie i multimilioner z telewizji sprowadzaja sie w gruncie rzeczy do jednego mianownika - zanegowania setek tysiecy lat rozwoju. Z jednej strony mamy czlowieka, ktorego odwiedzaja goscie - z usprawieliwionym prawdopodobienstwem mozemy zalozyc, iz jest to ktos, z kim rzeczony, nazwijmy go roboczo Barry, jest zwiazany emocjonalnie (rodzina, przyjaciele), z drugiej mamy przywodce kierujacego organizacja (pracodawca zatrudniajacy tysiace ludzi). Obaj oni, zupelnie nie zdajac sobie z tego sprawy, odrzucaja wszelkie (nazwijmy je szumnie humanistycznymi) wartosci, ktore na dobra sprawe powinny nas odrozniac od zwierzat i udowadniac, iz naprawde jestesmy istotami nieco lepiej rozwinietymi. Barry sprowadza cala sprawe do wymiaru finansowego, Sir Alan nie dba o wartosci ogolnoludzkie potencjalnego kandydata, przedkladajac przymioty takie jak dwulicowosc, cynizm, wyrachowanie, brak litosci i zahamowan moralnych. W biznesie trzeba byc twardym.
Bycie drapieznym, zredukowanym do materialistycznych potrzeb, instynktow, agresji i rywalizacji nie wymaga wysilku. To jest dokladnie to, z czego wszyscy jestesmy zbudowani. Jednakze niektorzy z nas pracuja ciezko na to, aby na cielsko bestii naciagnac wrazliwy, nietrwaly, cieniutki jak zupa z pokrzyw naskorek kultury, moralnosci, szacunku. Tymczasem stwierdzenie w biznesie trzeba byc twardym jest niczym innym, jak proba usprawiedliwienia odrzucenia tego naskorka. Ze lubimy chodzic na skroty, trudno sie dziwic, ale jestesmy przy tym na tyle przebiegli, ze potrafimy to tak uzasadnic, zby inni jeszcze nas za to podziwiali.
Ja osobiscie, mimo wszystko, nie potrafie.

To, oczywiscie, tylko przyklad. Czy to biznes, odbijanie Ziemi Swietej, racja stanu, czy inny Lebensraum, historia usiana jest najrozniejszymi ideami, haslami, przekonaniami, ktore bez wyjatku sprowadzaja sie do tego samego - lubimy usprawiedliwiac nasze postepowanie w sposob, ktory (pozornie) zdejmowalby z nas odpowiedzialnosc za uczynki nasze.
Owszem, moze i jestem bezlitosna kreatura, ktora w zamian za odrobine wladzy, czy korzysci materialnej gotowa bylaby ukatrupic wlasna rodzine, ale to w koncu nie moja wina, bo przeciez w biznesie trzeba byc twardym.

Z czego wynika mi taki oto wniosek: przez tysiace lat ludzkosc doskonalila sie kulturalnie tylko po to, aby moc wynajdywac coraz bardziej wiarygodne wymowki, by te kulture zanegowac.

Well done. Strach isc w gosci.

wtorek, maja 15, 2007

have i got news for you?

To juz by far zaczyna przypominac sytuacje z dowcipu o Leninie.

Chociaz nie, wroc. To juz znacznie przerasta sytuacje z dowcipu o Leninie. Ze Lenina zastapila czteroletnia dziewczynka, to male piwo. Problem w tym, ze naprawde strach otworzyc lodowke w czasach, kiedy fotografie zaginionych pojawiaja sie na kartonikach z mlekiem.
Ja kupuje w plastikowych butelkach, jestem bezpieczny. Chwilowo. Im dalej od lodowki, tym gorzej.

Chodzi mi, oczywiscie, o zaginiecie Madeleine McCann, ktorym w chwili obecnej emocjonuje sie cala Wielka Brytania. Chocby nie chciala, bo wyboru nie ma. Madeleine jest wszedzie. Do obrzygu.

Zaczelo sie, jak to zwykle w takich przyadkach bywa, od jakiegos pojedynczego doniesienia prasowego, aczkolwiek nie calkiem zignorowanego, bo w brytyjskich mediach bez trupa nie ma newsa, wiec kiedy w Portugalii zaginelo dziecko brytyjskich rodzicow, dzielni dziennikarze (czy to mediow prywatnych, czy nobliwej BBC pospolu) zweszyli juche natychmiast. Bez wzgledu jednak na to, co dziennikarskie hieny probowaly tu i owdzie sugerowac od samego poczatku, w ciagu pierwszych kilku, kilkunastu godzin zawsze jednak byla szansa, ze mala gdzies by sie odnalazla. Pomijam juz kwestie rodzicow, ktorzy w obcym kraju zostawiaja wieczorem bez opieki czteroletnia dziewczynke. Cokolwiek czuja w tej chwili, zasluzyli sobie na to w swej glupocie bez cienia watpliwosci. Nie zasluzylo sobie z cala pewnoscia dziecko, choc to ono placi w tej chwili najwyzsza cene. Tak, czy inaczej, sprawe rodzicow zostawiam na boku, jako ze chcialbym sie skupic bardziej na zupelnie innym aspekcie ludzkiej glupoty, naiwnosci i zbydlecenia obyczajow.
Wrocmy wiec do dziennikarzy.

Od ponad tygodnia sprawa ma juz wymiar ogolnonarodowy. Osiagamy powoli poziom, gdzie za nieokazanie publicznie wspolczucia rodzinie Madeleine za chwile beda ustawiac pod sciana i rozstrzeliwac. To juz nie tylko kwestia medialna, ale przede wszystkim spoleczna i za najmniejsza oznake sceptycyzmu, krytycyzmu, czy (najgorszy grzech posrod niech wszystkiech) zdrowego rozsadku czlowiek ryzykuje spoleczna i towarzyska ekskomunike. Juz chyba lepiej dac sie rozstrzelac. Krytykowac wolno tylko i wylacznie portugalska policje, a najbardziej za to, ze niechetnie dzieli sie z dziennikarzami najdrobniejszymi szczegolami sledztwa. Na skromny fakt, iz na tym wlasnie powinna polegac praca przyzwoicie zorganizowanej policji, lepiej glosno nie zwracac uwagi. Ekskomunika i wyrywanie jezyka. Policja nic nie mowi, znaczy, nic nie robi. Przeciez to oczywiste.
Oczywiscie.

Tymczasem tu u nas, w kraju, ludzie podejmuja sie, jakze szlachetnych i pozytecznych inicjatyw. Pare dni temu idiotyczne tlumy ludzi wylegly na ulice miast i wsi ze zdjeciami malej Madeleine, swieczkami, zoltymi bransoletkami solidarnosci i calym tym obowiazkowym w podobnych przypadkach festynem. Zdjecia dziewczynki wydrukowal dla ludu The Sun, ktorego logo zajmowalo u gory plakatu jedna czwarta powierzchni rozkladowki. Noz, kurwa mac.

Ba, nie koniec na tym. Kilka milionow funtow zostalo juz zebranych w celu odnalezienia dziewczynki. Piknie. Jakze szlachetnie. Tylko niech mi ktos wyjasni, co sie z tymi pieniedzmi teraz stanie? Kto je bedzie wydawal? W jaki sposob? A jesli dziewczynka sie znajdzie, co sie wtedy stanie z reszta?

Oczywiscie, w zaistnialej sytuacji, stawianie podobnych pytan jest z cala pewnoscia oznaka braku jakichkolwiek ludzkich uczuc, taktu, a pewnie i generalnie duszy i serca. No trudno, nie poradze. A przeciez nie wspomnialem jeszcze o glupawych telewizyjnych apelach (dzielny, ach dzielny i szlachetny Ronaldo!), czy potrzebie epatowania mnie zdjeciem dziewczynki, ktora zaginela poltora tysiaca kilometrow i trzy panstwa stad. Moglbym napisac o tym, jak dzielne brytyjskie media w kilka dni po zaginieciu zaczely (wbrew jakimkolwiek poszlakom, czy sugestiom, o dowodach nawet nie marzac) snuc domysly o watkach pedofilskich w calej tej sprawie, ale sie powstrzymam, bo rzygac mi sie chce na sama mysl. Moglbym sie tez zastanowic nad sensem calej tej medialnej nagonki, ale to tez nie prowadzi do optymistycznych wnioskow. Jesli mamy do czynienia z porwaniem, pierwszy lepszy amator w obliczu medialnej oblawy, ktora rozlewa sie juz na cwierc zachodniej Europy pewnie by spanikowal i, zwyczajnie, pozbyl sie klopotu. Co oznacza, ze Madeleine swoich rodzicow juz raczej nie zobaczy. A jesli to profesjonalisci, to i tak maja w dupie wszystkie policje swiata.

Tymczasem my, szary, bezmyslny tlum miziamy swoje obrosniete wygodnym tluszczykiem sumienia kupujac kolejne wydania The Sun z bezsensownym plakatem w srodku, kupujemy zolte bransoletki (przez chwile sie nawet nie zastanawiajac komu tak naprawde za nie placimy) i spektakularnie wspolczujemy biednym rodzicom zapominajac, ze to oni sa calej tej tragedii winni najbardziej. A w miedzyczasie rosna zastepy tych, ktorzy przy tej okazji z checia beda nas dymac na grube miliony funtow, o ktorych za pare tygodni sluch zaginie.
Niech zgadne, nastepny bedzie singiel z przejmujacym songiem...