czwartek, kwietnia 10, 2008

last train to lhasa

Walka o wolny Tybet coraz bardziej przypomina mi walke o prawa zwierzat, walke z globalizmem, czy walke Greenpeace'u ze wszystkim, co miesozerne. Na dobra sprawe, to pewnie wszystko ci sami ludzie. Trudno powiedziec z cala pewnoscia, ale nie da sie ukryc, ze oni wszyscy wygladaja i zachowuja sie tak samo. Zreszta, kto by im sie tam przygladal...
Ale moze wlasnie nalezaloby?

Zaczalem sie ostatnio zastanawiac, kto tych wszystkich frustratow sponsoruje? A to na fali przepychanek z olimpijska zapalniczka. Z niemalym rozbawieniem patrzylem na przebieg londynskiego przebiegu. Oczywiscie, moznaby mi, z powodu owego rozbawienia, zarzucic niewrazliwosc na cierpienie uciesnionego narodu, ba! ten i ow moglby sie nawet posunac do ponurych okreslen takich jak cynik, czy nawet dran. Ale to przeciez nie moja wina! Wszak nie mowimy tu o dalajlamie, ktory z zelazna konsekwencja i niewatpliwym urokiem zwraca uwage swiata na krzywdy swego narodu od dziesiecioleci. Jak jednak traktowac ulicznych przebierancow, ideologiczne sierotki, niedozywionych frustratow, ktorzy tylko zlosliwym zrzadzeniem losu nie zalapali sie na rewolte 68-go? No, kazdemu wedlug gustu, ja traktuje z poblazliwym usmiechem i uprzejmie potakujac (pan doktor kazali potakiwac...). I wlasnie tak usmiechajac sie dobrotliwie i potakujac nagle poczulem, jak ktos zdradziecko podchodzi mnie od tylu i napastuje na czesc ma, do tej pory, heteroseksualna. No bo jesli ktos to wlasnie w taki oto sobie sprytny sposob zaplanowal?

Jedno z tych zbyt czesto cytowanych przyslow (podobno, o ironio, chinskie) mowi, ze jesli nie mozesz wroga pokonac, zaprzyjaznij sie z nim. Zaskakujace, jak taki naiwny narod zdolal kogokolwiek podbic i okupowac... Osobiscie blizszy jest mi moral zawarty w Chlopakach Anansi'ego Neila Gaimana - jesli nie mozesz wroga pokonac sila, wysmiej go. Bo sami powiedzcie, kto przy zdrowych zmyslach zechce potraktowac powaznie bande skandujacych wegetarian, wykrzykujacych bezrozumnie wszystkie modne w danym sezonie rewolucyjne hasla, w dodatku uganiajacych sie za Bogu ducha winnymi maratonczykami z pochodnia? I tak sie zastanawiam... Gdybym to ja byl supermocarstwem, ktore tu i owdzie rozmija sie z idealami ogolnie skandowanej demokracji, zapewne tez bylbym wyczulony na to, aby przy roznych, miedzynarodowych okazjach, kiedy w gre moga wchodzic na przyklad grube pieniadze, nikt mi dla glupiego kawalu nie zaczal wymawiac tego i owego. Mozliwe sa dwa rozwiazania. Mozna, przyjmujac szkole generalissimusowska, probowac wymordowac wszystkich, ktorzy maja odmienne zdanie. I tu Chiny, mimo poczatkowych sukcesow i nieustawania w wysilkach po dzis dzien, skazane sa na porazke, bo przy przybierajacej na sile okcydentalizacji kulturowej, ekonomicznej i spolecznej, a przede wszystkim wobec ponad miliarda mieszkancow, z ktorych coraz wiekszy procent swiadom jest istnienia inaczej zorganizowanego swiata poza granicami wlasnego okregu, ba! nawet kraju, zawsze znajdzie sie ktos, kto sie przecisnie przez oczka nawet najdrobniejszej sieci. A i siec juz nie tak gesta, jak za starych, dobrych czasow przewodniczacego Mao. I jest szkola druga, ta bardziej niebezpieczna, ktora nie ucieka sie do rozwiazan silowych, a jedynie wykorzystuje techniki, na ktore wszyscy jestesmy podatni. I mysle wlasnie, ze gdybym to ja byl tym mocarstwem in question, to raczej zainwestowalbym jakas niewielka sumke w garstke zdolnych prowokatorow, ktorzy ruszyliby w swiat siac ferment wsrod studentow i pobdurzac ich, zachecac, a nawet moze czasem odrobine sponsorowac (materialy propagandowe na drzewach nie rosna...), niech sie dzieciaki wyzyja, niech dadza upust mlodzienczemu, buntowniczemu zapalowi, niech sie przykuwaja lancuchami, rozwieszaja transparenty, niech sie uganiaja za maratonczykami. I tylko pilnowalbym tego, zeby studenci robili przy tym z siebie jak najwiekszych idiotow, zeby bylo widac na kazdym kroku, iz im glosniej krzycza, tym mniej rozumieja, zeby zrobili wszystko, co tylko w ich entuzjastycznej, rozhisteryzowanej mocy, zeby nikt ich nie bral na powaznie.
A tymczasem prawdziwa, powazna i merytoryczna opozycja, niech gryzie pazury z bezsilnosci. W koncu, kto ich bedzie sluchal, kiedy w wiadomosciach lepiej wyglada becwal z gasnica atakujacy plomien olimpijski?

Brak komentarzy: