wtorek, maja 15, 2007

have i got news for you?

To juz by far zaczyna przypominac sytuacje z dowcipu o Leninie.

Chociaz nie, wroc. To juz znacznie przerasta sytuacje z dowcipu o Leninie. Ze Lenina zastapila czteroletnia dziewczynka, to male piwo. Problem w tym, ze naprawde strach otworzyc lodowke w czasach, kiedy fotografie zaginionych pojawiaja sie na kartonikach z mlekiem.
Ja kupuje w plastikowych butelkach, jestem bezpieczny. Chwilowo. Im dalej od lodowki, tym gorzej.

Chodzi mi, oczywiscie, o zaginiecie Madeleine McCann, ktorym w chwili obecnej emocjonuje sie cala Wielka Brytania. Chocby nie chciala, bo wyboru nie ma. Madeleine jest wszedzie. Do obrzygu.

Zaczelo sie, jak to zwykle w takich przyadkach bywa, od jakiegos pojedynczego doniesienia prasowego, aczkolwiek nie calkiem zignorowanego, bo w brytyjskich mediach bez trupa nie ma newsa, wiec kiedy w Portugalii zaginelo dziecko brytyjskich rodzicow, dzielni dziennikarze (czy to mediow prywatnych, czy nobliwej BBC pospolu) zweszyli juche natychmiast. Bez wzgledu jednak na to, co dziennikarskie hieny probowaly tu i owdzie sugerowac od samego poczatku, w ciagu pierwszych kilku, kilkunastu godzin zawsze jednak byla szansa, ze mala gdzies by sie odnalazla. Pomijam juz kwestie rodzicow, ktorzy w obcym kraju zostawiaja wieczorem bez opieki czteroletnia dziewczynke. Cokolwiek czuja w tej chwili, zasluzyli sobie na to w swej glupocie bez cienia watpliwosci. Nie zasluzylo sobie z cala pewnoscia dziecko, choc to ono placi w tej chwili najwyzsza cene. Tak, czy inaczej, sprawe rodzicow zostawiam na boku, jako ze chcialbym sie skupic bardziej na zupelnie innym aspekcie ludzkiej glupoty, naiwnosci i zbydlecenia obyczajow.
Wrocmy wiec do dziennikarzy.

Od ponad tygodnia sprawa ma juz wymiar ogolnonarodowy. Osiagamy powoli poziom, gdzie za nieokazanie publicznie wspolczucia rodzinie Madeleine za chwile beda ustawiac pod sciana i rozstrzeliwac. To juz nie tylko kwestia medialna, ale przede wszystkim spoleczna i za najmniejsza oznake sceptycyzmu, krytycyzmu, czy (najgorszy grzech posrod niech wszystkiech) zdrowego rozsadku czlowiek ryzykuje spoleczna i towarzyska ekskomunike. Juz chyba lepiej dac sie rozstrzelac. Krytykowac wolno tylko i wylacznie portugalska policje, a najbardziej za to, ze niechetnie dzieli sie z dziennikarzami najdrobniejszymi szczegolami sledztwa. Na skromny fakt, iz na tym wlasnie powinna polegac praca przyzwoicie zorganizowanej policji, lepiej glosno nie zwracac uwagi. Ekskomunika i wyrywanie jezyka. Policja nic nie mowi, znaczy, nic nie robi. Przeciez to oczywiste.
Oczywiscie.

Tymczasem tu u nas, w kraju, ludzie podejmuja sie, jakze szlachetnych i pozytecznych inicjatyw. Pare dni temu idiotyczne tlumy ludzi wylegly na ulice miast i wsi ze zdjeciami malej Madeleine, swieczkami, zoltymi bransoletkami solidarnosci i calym tym obowiazkowym w podobnych przypadkach festynem. Zdjecia dziewczynki wydrukowal dla ludu The Sun, ktorego logo zajmowalo u gory plakatu jedna czwarta powierzchni rozkladowki. Noz, kurwa mac.

Ba, nie koniec na tym. Kilka milionow funtow zostalo juz zebranych w celu odnalezienia dziewczynki. Piknie. Jakze szlachetnie. Tylko niech mi ktos wyjasni, co sie z tymi pieniedzmi teraz stanie? Kto je bedzie wydawal? W jaki sposob? A jesli dziewczynka sie znajdzie, co sie wtedy stanie z reszta?

Oczywiscie, w zaistnialej sytuacji, stawianie podobnych pytan jest z cala pewnoscia oznaka braku jakichkolwiek ludzkich uczuc, taktu, a pewnie i generalnie duszy i serca. No trudno, nie poradze. A przeciez nie wspomnialem jeszcze o glupawych telewizyjnych apelach (dzielny, ach dzielny i szlachetny Ronaldo!), czy potrzebie epatowania mnie zdjeciem dziewczynki, ktora zaginela poltora tysiaca kilometrow i trzy panstwa stad. Moglbym napisac o tym, jak dzielne brytyjskie media w kilka dni po zaginieciu zaczely (wbrew jakimkolwiek poszlakom, czy sugestiom, o dowodach nawet nie marzac) snuc domysly o watkach pedofilskich w calej tej sprawie, ale sie powstrzymam, bo rzygac mi sie chce na sama mysl. Moglbym sie tez zastanowic nad sensem calej tej medialnej nagonki, ale to tez nie prowadzi do optymistycznych wnioskow. Jesli mamy do czynienia z porwaniem, pierwszy lepszy amator w obliczu medialnej oblawy, ktora rozlewa sie juz na cwierc zachodniej Europy pewnie by spanikowal i, zwyczajnie, pozbyl sie klopotu. Co oznacza, ze Madeleine swoich rodzicow juz raczej nie zobaczy. A jesli to profesjonalisci, to i tak maja w dupie wszystkie policje swiata.

Tymczasem my, szary, bezmyslny tlum miziamy swoje obrosniete wygodnym tluszczykiem sumienia kupujac kolejne wydania The Sun z bezsensownym plakatem w srodku, kupujemy zolte bransoletki (przez chwile sie nawet nie zastanawiajac komu tak naprawde za nie placimy) i spektakularnie wspolczujemy biednym rodzicom zapominajac, ze to oni sa calej tej tragedii winni najbardziej. A w miedzyczasie rosna zastepy tych, ktorzy przy tej okazji z checia beda nas dymac na grube miliony funtow, o ktorych za pare tygodni sluch zaginie.
Niech zgadne, nastepny bedzie singiel z przejmujacym songiem...

Brak komentarzy: